Po prawie 30 minutach jazdy byliśmy na miejscu. Zaparkowałam auto kilka
uliczek od rynku o czym poinformował mnie Łukasz. Przez całą drogę
rozmawialiśmy tylko na temat trasy, żadne z nas nie miało ochoty na
kolejne zwierzenia. Poza tym chciałam by ten dzień był radosny i
odprężający, więc nie było mi w głowie poruszanie jakichkolwiek
problemów.
Wyszliśmy z samochodu, który zamknęłam i rozejrzeliśmy się dookoła.
- Nie pamiętam kiedy ostatni raz tu byłem- powiedział siatkarz.
- Właściwie dlaczego twoi rodzice już tu nie mieszkają?- wsunęłam ręce w
kieszenie kurtki i cieszyłam się, że dziś nie pada śnieg.
- Poznali się w Zielonej Górze. Oboje już pracowali, ale nie było ich
stać na wspólne mieszkanie. Mama była stąd, w domu, w którym mieszkała
było dość miejsca by pomieścić jeszcze jedną osobę, dlatego na początku
zamieszkali tutaj i tak już zostało na wiele kolejnych lat. Dopiero
kiedy ja i moja siostra opuściliśmy dom, mogli sobie pozwolić na
zamieszkanie tam gdzie zawsze chcieli- wzruszył ramionami.
- Rozumiem, mi też podoba się Zielona Góra- uśmiechnęłam się- ale może i
to miasto ma urok?- uniosłam brwi i spojrzałam na niego.
Muszę przyznać, że widok rozgrywającego zachwycał mnie z każdą chwilą
bardziej. Stał tam, na pustej uliczce, wśród bieli. Wysoki, wspaniale
zbudowany, pełen uroku. Jego czarne spodnie i granatowa kurtka mocno
kontrastowały z obecną wszędzie jasnością, co sprawiało, że jeszcze
trudniej oderwać było wzrok od tego mężczyzny.
- Jasne, chodź- powiedział spokojnie, przeszedł obok mnie i ruszył przed siebie.
Powolnym krokiem ruszyłam za nim. Szliśmy nigdzie się nie
spiesząc. Poza tym nie chciałam żeby Łukasz przemęczał nogę. Po kilku
minutach marszu dotarliśmy na rynek. Rozglądałam się ciekawie dookoła,
chłonąc każdy element i wyobrażając sobie Łukasza kiedy był młody i
spędzał tu swoje dziecięce lata. Ratusz i budynki go otaczające były
ładne, ale nie wprawiały w jakiś wielki zachwyt.
- To nie wszystko- odezwał się rozgrywający i naciągnął na czapkę kaptur kurtki.
- To znaczy?
- W centrum nie znajdziemy nic nowego. Jest to taki sam rynek jakich w Polsce tysiące, dlatego musimy się wybrać kawałek dalej. Pozwolisz?-
zbliżył się do mnie i podsunął mi swoje ramie.
Ujęłam go pod rękę i poszliśmy dalej.
- Lubisz zimę?- zapytał Łukasz pewnie po to by przerwać ciszę.
- Uwielbiam. Od dziecka zawsze czekam na śnieg i na święta. Narzekam
tylko na temperaturę, ale wszystko ma i swoje plusy i minusy-
uśmiechnęłam się.
- Rozumiem cie. To piękny okres, ale i zimny.
- Ty pewnie wolisz lato?
- Tak, bardziej lubię lato- kąciki jego ust uniosły się- Chociaż żadna
zima mi nie straszna. W Rosji jest o wiele gorzej niż w Polsce czy
Włoszech, a da się żyć.
- Brrr...- skrzywiłam się, co Łukasz skwitował śmiechem.
- Skąd u ciebie miłość do siatkówki?- spojrzał na mnie ciekawie.
- Siostra mnie w to wkręciła. Jest ode mnie starsza i kiedy ona chodziła
do szkoły nauczyciele bardzo stawiali na ten sport. Kiedy ja zaczęłam
się uczyć pojawili się inni wuefiści i muszę przyznać, że siatkówkę
omijali jak tylko się dało. Dlatego i mnie do niej nie ciągnęło, ale że
dzieliłam pokój z siostrą to i musiałam oglądać to co ona, a że ona
ciągle oglądała mecze to w końcu i mnie to ruszyło.- tłumaczyłam- No bo
jeśli kogoś nie rusza widok tysięcy ludzi w narodowych barwach,
śpiewających hymn tak głośno, że aż się ma ciarki to nie wiem kim trzeba
być.
- Wiem o czym mówisz- uśmiechnął się szeroko- Przeżyłem to już tyle razy
i muszę ci powiedzieć, że za każdym razem odczuwa się to jeszcze
bardziej, ale także inaczej.
Miałam nadzieję, że te wspomnienia nie zasmucą siatkarza. Po jego minie
wnioskowałam, że nic takiego chyba nie ma miejsca, więc odetchnęłam z
ulgą.
- Daleko jeszcze?- wkroczyliśmy właśnie w jakąś pustą uliczkę.
- Już jesteśmy prawie na miejscu.
I faktycznie po kilku metrach
zatrzymaliśmy się przed jednym z budynków. Szyld nad drzwiami ogłaszał,
że jest to kawiarenka.
- Zapraszam- Łukasz ruchem głowy wskazał drzwi.
Popatrzyłam najpierw na niego, a potem na kawiarnie, która wyglądała zupełnie niepozornie.
I to ma być to czarujące miejsce?- pomyślałam, jednak ruszyłam do
wejścia. Ziomek poszedł za mną i kiedy byliśmy już w środku zaczął
przeciskać się wśród stolików w nieznanym mi kierunku. Minęliśmy
pierwszą salę i weszliśmy do drugiej. Kiedy tylko moje nogi dotknęły
pięknego drewnianego parkietu zatrzymałam się jak wryta. Ta sala była
troszeczkę mniejsza niż pierwsza, ale prezentowała się fantastycznie.
Wnętrze wypełnione było jasnością, gdyż jedna ze ścian prawie w całości
była wielkim oknem. Pomieszczenie to miało być chyba stylizowane na
balkon albo coś w rodzaju werandy, tylko że oszklonej. Dokładnie
zlustrowałam salę i zorientowałam się, że oprócz Łukasza i mnie nikogo
tu nie ma. Rozgrywający zajął miejsce obok ogromnego okna i patrzył
teraz na mnie z cwaniackim uśmiechem. Kiedy złowił moje spojrzenie,
pokazał mi dłonią bym siadła naprzeciw niego. Przeszłam tych kilka
kroków i opadłam lekko na krzesło.
- I co?- zapytał.
Milczałam zdejmując kurtkę, czapkę i szalik.
- Myślałaś, że zabieram cie do pierwszej lepszej kawiarni?- zaśmiał się, był chyba rozbawiony moją skonsternowaną miną.
- Ale jak to..?- nie wiedziałam co powiedzieć.
Stoliki i krzesła z ciemnego drewna kontrastowały z lekkim odcieniem
koloru kremowego. Dodatkowo śnieg leżący na zewnątrz sprawiał, że
wnętrze wyglądało na jeszcze jaśniejsze.
Nie mogłam oderwać oczu od tego widoku. Łukasz był chyba zadowolony, że
wprowadził mnie w taki zachwyt. Kiedy dotknął mojej dłoni swoją, lekko
się wzdrygnęłam, gdyż w ogóle się tego nie spodziewałam.
- Chyba jesteś tak pochłonięta wnętrzem, że nie zwróciłaś jeszcze uwagi na to co jest za oknem.
Jak na rozkaz spojrzałam w tamtym kierunku i westchnęłam cicho. Czułam
na sobie zadowolone spojrzenie Łukasza, ale nie mogłam teraz oderwać
wzroku od tego co widziałam. Okazało się, że za kawiarnią rozpościera
się nieduży park. Był on utrzymany w staromodnym stylu, czyli wąskie
alejki, gdzieniegdzie ławeczki a obok nich piękne latarnie. W oddali
dało się też zauważyć mały mostek, pod którym musiał przepływać jakiś
strumyk. Całość wyglądała po prostu jak ogródek jakiejś damy.
- Tam jest drugie wejście- powiedział Łukasz i wskazał mi kierunek w którym powinnam patrzeć.
- Do parku przychodzą mamy z dziećmi albo pary na randki, a potem
najczęściej zahaczają o kawiarnie. Dlatego bardziej znane jest to
wejście od strony parku niż to które widziałaś.
- Przejdziemy się tam później?- spojrzałam na Łukasza błagalnie.
- Jeśli chcesz- uśmiechnął się.
W końcu pojawił się ktoś z obsługi, ale wcale nie narzekałam na to, że
musieliśmy tyle czekać. Był to miło spędzony czas. Zamówiliśmy po
gorącej czekoladzie i rozkoszowaliśmy się widokiem dookoła.
Gdy wypiliśmy gorące napoje nie mogłam się już doczekać by wyjść na zewnątrz.
- Zapłacę tylko i możemy iść- powiedział Łukasz, wstał i poszedł do pierwszej sali, w ktorej znajdował się bar.
Zanim ubrałam się całkowicie siatkarz był już z powrotem. Poczekałam aż
on się ubierze i wyszliśmy na dwór. Właśnie chciałam wsunąć dłonie w
kieszenie, ale rozgrywający był szybszy i zanim to zrobiłam złapał mnie
za rękę. Spojrzałam na nasze połączone dłonie i rozkoszowałam się
widokiem gdy splatał nasze palce. Przypomniałam sobie słowa, które
wypowiedział tak niedawno, że do tego parku przychodzą pary na randki.
Czy my też byliśmy na randce? Nie zastanawiałam się długo, bo Łukasz
pociągnął mnie za sobą i ruszyliśmy alejką.
- Piękne miejsce- westchnęłam.
- Jedno z moich ulubionych. Tu pierwszy raz się zakochałem.
Spojrzałam na niego i zachichotałam cicho.
- No co?- zapytał udając oburzenie.
- Nic, nic. Ja pierwszy raz zakochałam się w jednej z klas w
podstawówce, więc to miejsce jest o wiele bardziej romantyczne-
uśmiechnęłam się.
- Ah tak, no to faktycznie muszę się zgodzić- również się uśmiechnął, a w kącikach jego oczu ukazały się zmarszczki.
Zatrzymaliśmy się na chwilę na mostku i wpatrywaliśmy w płynący strumyk,
który nie wiem jakim sposobem nie był zamarznięty. Nawet nie wiem kiedy
Łukasz puścił moją dłoń i odszedł kawałek. Dopiero kiedy poczułam
krótki ból ramienia zorientowałam się, że rozgrywający atakuje mnie
śnieżkami. Nie zostałam mu dłużna i szybko ulepiłam kulkę, którą oberwał
w plecy starając się schować za drzewem.
- Teraz się chowasz?- zawołałam- Wyjdź i walcz- zaśmiałam się.
-Oj dziewczyno nie prowokuj!- wychylił się lekko i wycelował we mnie kolejną śnieżkę.
Szybko dopadłam go i zaczęła się prawdziwa wojna. Niestety uciekając
wpadłam w zaspę i musiałam się poddać inaczej rozgrywający natarłby mnie
tak, że nie zostałaby na mnie sucha nitka.
- Błagam oszczędź!- wykrztusiłam z siebie. Nie mogłam przestać się śmiać, a o wstaniu nie było nawet mowy.
Siatkarz stanął nade mną, oparł ręce na biodrach, starał się opanować śmiech i wyglądać poważnie.
- I co ja mam z tobą zrobić?
Wyruszyłam ramionami dalej się śmiejąc i oddychając szybko.
- Dobrze, że nikt tego nie widział. To chyba nie jest normalne w naszym wieku- uśmiechnął się lekko.
- Co ty mówisz? W jakim wieku? Czuje się jakbym znowu miała 5 lat- opanowałam się trochę i spróbowałam podnieść.
- Pomogę ci- podał mi rękę i pociągnął do góry.
Kiedy trzymałam już pion otrzepałam się z śniegu i poprawiłam kurtkę.
- Nie ruszaj się na chwilę- powiedział Ziomek i stanął przede mną,
zupełnie blisko. Uniosłam głowę by spojrzeć w jego oczy. Serce zaczęło
mi bić szybciej.
Dotknął swoimi palcami mojej grzywki i strząsnął z niej śnieżynki, a ja
nie potrafiłam nie poddać się temu. Zamknęłam oczy i napawałam się tą
pieszczotą. Z przerażeniem stwierdziłam, że jego opuszki wędrują po
moich policzkach aż po kąciki warg. Pragnęłam by posunął się dalej.
Chciałam poczuć smak jego ust. Niestety wtedy zniknął ten dotyk, a
siatkarz odsunął się chrząkając. Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam
na niego zakłopotana.
- Przepraszam- powiedział cicho.
- Nie masz za co. Ten cholerny śnieg jest wszędzie- starałam się to
wszystko obrócić w żart. Nie chciałam tworzyć między nami żadnych
barier, nie chciałam by czuł się przy mnie nieswojo.
- Chyba powinniśmy już wracać, co za dużo to nie zdrowo. Jeszcze mi się rozchorujesz- uśmiechnął się niepewnie.
- Trzeba się hartować- powiedziałam wesoło.
- Nie chce cie mieć na sumieniu, dobrze?- popatrzył na mnie tak, że nie chciałam już protestować.
- Dobrze już dobrze. Chodźmy.
Całą drogę do samochodu martwiłam się, że tych kilka sekund bliskości
coś zmieniło. Tym razem nie było to przytulenie by pocieszyć albo uścisk
dłoni. Zastanawiałam się czy Łukasz również miał ochotę na pocałunek. I wtedy beształam się za moje myślenie.
Mężczyzna, który szedł obok nadal był mężem pewnej kobiety. Przecież
sama mówiłam Ani, że to nie jest tak. Moje pragnienia wobec niego nie
miały prawa bytu. Miałam być jego wsparciem, a nie odskocznią na jakiś
czas.
- I jak ci się podobało?- zagadnął rozgrywający, chyba nadal męczyła go cisza w moim towarzystwie.
- Zdaję sobie sprawę, że widziałam niewiele, ale nawet ta cząstka była
wspaniała. To miasto zdecydowanie ma urok- puściłam mu oczko, a on
obdarował mnie pięknym uśmiechem.
- Cieszę się, że nie zmarnowałem twojego czasu.
- Żartujesz?
- Nie- wyszczerzył się.
- Panie Żygadło niech pan lepiej uważa co mówi, bo następnym razem to
pan będzie leżał w zaspie- pogroziłam mu palcem i oboje wybuchnęliśmy
śmiechem.
Kochani wybaczcie, że rozdział dopiero teraz, ale cierpie na brak internetu. Ten rozdział z komórki dodaje, więc przymknijcie oko na błędy ;) Żeby to wszystko wam wynagrodzić w nowym tygodniu ukażą się 2 rozdziały. Cieszycie się? :) Pozdrawiam miśki :)
No, no no wszystko pomiędzy nimi ładnie się rozkręca :) Fajnie, bo oboje zasługują żeby znaleźć swoje szczęście. Chociaż sprawa bardzo pogmatwana, bo Łukasz w trakcie rozwodu... Wera po rozstaniu z wieloletnim chłopakiem. Pozostało mi tylko kibicować żeby zaczęli ze sobą być czekać na te obiecane dwa rozdziały ^^ i zaprosić Cię do siebie na pierwszy rozdział o młodym Alekno i Julce. Reklamowałam się pod tamtym postem ale nie jestem pewna czy zauważyłaś ^^
OdpowiedzUsuńhttp://gdy-zycie-pisze-scenariusze.blogspot.com/2013/12/rozdzia-1.html
No to zobaczymy co z tego wyniknie. W sumie gdyby Ziomek nic do niej nie czuł to nie trzymałby jej za rękę;) Pewnie, że się cieszę z dwóch rozdziałów;>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;D
Matko jak ja Ci zazdroszczę takiego talentu...;) Heh i teraz nie wiem co napisać dalej bo chyba mój każdy komentarz wygląda tak samo :) Cieszy mnie ogromnie perspektywa dwóch rozdziałów i mam nadzieję, że weny Ci na nie nie zabraknie. Ten rozdział był przesycony takim skrywanym uczuciem zakochania i muszę przyznać, że mi to pasuje. Chce takich więcej ;) No ale domyślam się, że zaraz coś się wydarzy, bo przecież w życiu nie jest tak cały czas kolorowo...eh więc nie pozostaje mi nic tylko czekać na kolejne :D Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńPs. Zapomniała bym napisać, a to jest chyba najważniejsze. Łukasz był TAKIIIII słodki, że pobiłby nawet Szczeniure ;P
Cieszymy się i nie możemy się doczekać;) świetny rozdział;D do następnego!:)
OdpowiedzUsuńNo jakby się nie mogli pocałować, nooo.. tak romantiko było i wgl :P
OdpowiedzUsuń