Leże na łóżku i oglądam album ze zdjęciami. Wspomnienia wracają ze
zdwojoną siłą. Tęsknię za dniami, które minęły jednak staram się z
optymizmem patrzeć w przyszłość, nauczył mnie tego mój narzeczony.
Patrzę na pierścionek lśniący na serdecznym palcu i uśmiecham się lekko.
Mój wzrok pada na zdjęcie ze stycznia. Kręcę z niedowierzaniem głową,
myśląc o tym ile czasu minęło od tamtego momentu, kiedy Łukasz bawił się
z małym Bartkiem. Właściwie to ten mały szkrab stał się naszym
początkiem. Opiekując się nim oboje odnaleźliśmy w sobie cechy, które
sprawiły, że zapragnęliśmy stworzyć własną rodzinę. Na kolejnej stronie
widzę zdjęcia z naszych wieczorów spędzanych razem. To były piękne
godziny i noce. Rumienie się lekko na wspomnienie pierwszej nocy razem, a
moja tęsknota staje się jeszcze większa. Przewracam stronę i wracam do
dnia ogromnej radości. Dnia na który czekała cała siatkarska Polska.
Ogłoszenie, kto ma się znaleźć w reprezentacji.
Łukasz wiedział tydzień przede mną czy w kadrze jest miejsce dla niego,
ale o niczym mi nie powiedział. Wyjechał wtedy na ostatnie kontrolne
badania do Włoch zostawiając mnie samą z niecierpliwością, strachem i
złym samopoczuciem. Błagałam go, żeby mi powiedział, ale nie ugiął się, a
z tonu jego głosu nie potrafiłam nic odgadnąć. Był świetnym aktorem,
kiedy sytuacja tego wymagała. Dopiero w ten szczególny dzień wrócił i
oznajmił mi, że niedługo wyjeżdża, bo czeka go zgrupowanie. Razem
cieszyliśmy się tańcząc po całym salonie. Gdy zmęczenie dało o sobie
znać wygodnie ułożyliśmy się na kanapie, a ja tłumaczyłam Łukaszowi, że
inaczej być nie mogło. Ten czas i praca, które poświęcił na powrót na
boisko musiały dać rezultat. Moja radość nie trwała jednak długo. Po
niecałym tygodniu Łukasza już nie było. Przyszedł dla nas najtrudniejszy
czas. Czas rozłąki i tęsknoty. Rozgrywający musiał skupić się na swojej
pracy, więc to, że nie ma mnie obok nie przeszkadzało mu tak bardzo jak
mnie. Dopiero przed Ligą światową dostaliśmy 2 dni dla siebie.
Pojechałam do Łodzi by Łukasz jak najmniej czasu stracił na dojazd do
mnie. Nie potrafiliśmy oderwać się od siebie. Każdą minutę spędzaliśmy
razem, wiedząc, że kolejny wspólny czas będzie jeszcze krótszy. W końcu
zaraz po lidze trzeba było zabrać się za poważne treningi do mistrzostw
świata.
Obracam stronę i widzę na fotografiach siebie i Anie. Wszystkie mecze Ligii światowej w Polsce były dla mnie ogromnym przeżyciem. Do tej pory
byłam po prostu kibicem, kochającym całym sercem swoją drużynę, ale
tylko kibicem. W tym roku stałam się kimś więcej.
Ostatnie zdjęcie na karcie albumu przedstawia mnie z Łukaszem przed
płytą Stadionu Narodowego. Godziny meczu były dla mnie katorgą. Ani nie
było ze mną, przez co denerwowałam się jeszcze bardziej. Wiedziałam, że
muszę porozmawiać z rozgrywającym, ale musiałam poczekać do końca
spotkania. Mimo fantastycznej atmosfery nie byłam w stanie uspokoić
swoich nerwów. Gdy tylko po wygranym meczu siatkarze zaczęli się
rozciągać jak na szpilkach czekałam, aż Łukasz do mnie podejdzie.
- Podobało ci się? - zapytał łapiąc mnie za ręce.
- Było magicznie... - uśmiechnęłam się blado.
- Porozmawiamy w hotelu dobrze? Na razie mam jeszcze parę spraw. - pocałował mnie jak zwykle w czoło i już miał odchodzić.
- Łukasz zaczekaj. - pisnęłam, bo nie potrafiłam pozbyć się guli rosnącej w gardle.
- Tak? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Muszę ci coś powiedzieć...-przełknęłam głośno ślinę.
Rozgrywający skupił na mnie swój wzrok unosząc brwi. Pociągnął mnie
trochę dalej od band tak, że prawie staliśmy na boisku. Wciągnęłam mocno
powietrze by zaraz na jednym wydechu powiedzieć
- Jestem w ciąży.
Przez twarz Łukasza przebiegły szok i niedowierzanie.
- Jak to?
- To 3 miesiąc. - dodałam ciszej.
- Naprawdę jesteś w ciąży?
- Tak. - odpowiedziałam bliska płaczu, bo nie wiedziałam co myśli mój chłopak.
Nie zdążyłam jednak uronić ani jednej łzy, bo siatkarz złapał mnie w
pasie i zaczął okręcać dookoła. Ludzie patrzyli na nas ciekawie i
dopiero kiedy podszedł do nas jeden z dziennikarzy Łukasz postawił mnie
na ziemi i do kamery krzyknął, że zostanie tatą. Posypały się głośne
brawa, a ja zostałam obdarowana gorącym pocałunkiem. Długo jeszcze
odbieraliśmy gratulacje nie tylko na hali ale i w hotelu.
Kolejne zdjęcie jest z naszych zaręczyn. Po meczu z Argentyną Łukasz wyszedł na środek z mikrofonem i po prostu zapytał mnie czy zostanę jego żoną. Na chwilę zapanowała cisza, a obok mnie pojawił się Krzysiu Ignaczak z mikrofonem, który wyciągnął w moją stronę. Wszyscy czekali na to co powiem i gdy głośno i pewnie odpowiedziałam TAK wszyscy zgromadzeni w Hali Stulecia zaczęli bić brawo. Kiedy rozgrywający zakładał mi na palce pierścionek nie potrafiłam powstrzymać łez.
Z łzą kręcącą się w oku zamykam album i odkładam go na stolik obok łóżka. Wstaje i wędruje na dół do kuchni. Nadal nie potrafię się przyzwyczaić do nowego domu, ale powoli zaczyna mi się tu podobać. Rzeszów mimo, że jest drugim końcem polski podbił moje serce. Rzadko spotykam się z Anią i Wojtkiem i jeszcze rzadziej z Olą i Bartusiem, ale wiem, że tak musi być. Zaczęłam nowy rozdział życia i nie mogę się już cofnąć.
Stawiam wodę na herbatę i słyszę jak otwierają się drzwi. Zaglądam do przedpokoju i widzę Łukasza zdejmującego kurtkę. To nasze pierwsze dni w stolicy Podkarpacia oraz rozgrywającego w Asseco Resovii. Siatkarz znów musi nauczyć się mieszkać i pracować w Polce, ale wiem, że da radę. Teraz ma dla kogo.
- Jak tam trening?
- Jest wycisk. - uśmiecha się i podchodzi do mnie - Jak się czuje mamusia i nasza dzidzia? - kładzie na moim brzuchu dłoń i czule go gładzi.
- Bywało lepiej. - uśmiecham się blado i ciągnę go by usiadł ze mną w kuchni.
Pół roku później
Leżę zmęczona w szpitalnym łóżku u swojego boku tuląc małego Grzesia. Mimo zmęczenia czuje się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Łukasz siedzi na krześle obok i widzę, że to wszystko chyba nie zupełnie jeszcze do niego dociera. Wpatruje się w nas jak w obrazek, ale jego twarz nadal jest trochę blada.
- Chcesz go potrzymać? - szepcze w jego stronę.
Jego oczy lekko się powiększają i widzę w nich panikę.
- Boje się, że go upuszczę. - kręci głową.
Uśmiecham się lekko i całuje maleństwo w czółko.
- Dobrze, to może jutro?
- Tak jutro, obiecuję.- mówi cicho, zaglądając na swojego synka.
Po chwili przychodzi pielęgniarka, która zabiera naszą pociechę, a mi każe odpoczywać. Gdyby nie to, że jest już po 22 nie zgodziłabym się na to, by choć przez chwilę dłużej potrzymać w ramionach swoje dziecko.
Również Łukasz musi już wychodzić, więc żegna mnie gorącym pocałunkiem i obiecuje, że jutro przyjdzie od razu po porannym treningu, a nawet postara się wybłagać Kowala by puścił go szybciej.
Rano, zaraz po karmieniu Grześ znów jest zabrany, więc czas do przyjścia siatkarza dłuży mi się okropnie. Zasypiam i dopiero gdy słyszę, że do sali ktoś wchodzi otwieram oczy i widzę Łukasza z małym na rękach.
- Popatrz kto się obudził - szepce do chłopca - najpiękniejsza pani na świecie. - po czym unosi wzrok i spogląda na mnie - Tak jak obiecałem. - teraz zwraca się do mnie, a jego głos drży z przejęcia.
Uśmiecham się szeroko i biorę od niego maleństwo.
- Wiesz Grzesiu, mamusia jest najszczęśliwszą kobietą na ziemi mając takich dwóch panów tylko dla siebie. - całuje go w rączkę i spoglądam na Łukasza.
- Kocham was. - mówi tym swoim cudownym głosem, a mi nie trzeba nic więcej niż poczucie, że jest obok.
****************************
Ta dam! Tak oto kończymy tę historię :)
Nawet nie wiem co Wam powiedzieć na koniec ;p
Może w niektórych miejscach trochę za bardzo przekolorowałam
to opowiadanie, ale już nic na to nie poradzę ;) Gdyby jednak to kogoś
dotknęło, to przepraszam. Mi się w miarę podoba.
Żegnam się z moim kochanym Łukaszem mając nadzieję, na to, że
faktycznie do kadry trafi, w końcu przecież pojawiła się bardzo obiecująca
wiadomość, a mianowicie taka, że Ziomek jest gotowy do gry :D
Będę za nim tęsknić, oczywiście w tym opowiadaniu, a z tego miejsca zapraszam
na drygą historię.
Trzymajcie się! :)
PS. Apel do tych, którzy czytali, a nie komentowali:
Zostawcie coś po sobie teraz, miło będzie zobaczyć trochę więcej komentarzy ;)
poniedziałek, 24 marca 2014
poniedziałek, 17 marca 2014
Teraz jest częścią mnie.
Dni z Bartusiem mijały mi coraz szybciej. Nim się obejrzałam zostały
tylko dwa do powrotu Oli. Dziewczyna zadzwoniła do mnie jednego z
wieczorów. Rozmowa trwała tylko kilka minut, ale zdążyłam się
zorientować, że nie wszystko idzie po jej myśli. Bałam się nawet, że
będzie chciała zostać w Anglii dłużej jednak obiecała mi, że wróci w
umówionym terminie. Odetchnęłam z ulgą, gdyż nie miałam
pojęcia co powiedziałabym w pracy gdyby Olka zdecydowała, że wraca
później. Z drugiej jednak strony bardzo przywiązałam się do chłopca i
dobrze wiedziałam, że będę za nim tęsknić. Nawet Ania żartowała, że nie
oddamy go matce i zostanie z nami. Blondynka tak jak ja pokochała tego
szkraba i gdy tylko miała czas zajmowała się nim, a ja wtedy szykowałam
się na przyjście Łukasza. Mimo, że rozgrywający codziennie spędzał
większość dnia na różnego rodzaju rehabilitacjach to wieczory miał w
całości zarezerwowane dla nas.
Dziś zjawił się wcześniej niż zwykle, gdyż chciał potem pojechać do rodziców na kolację. Już od progu porwał Bartka w ramiona i zaczął go zabawiać. Patrzyłam na ten widok z rozczuleniem. Zdałam sobie sprawę, że marzę o takiej rodzinie. O mężu, który będzie wracał z pracy i będzie zajmował się naszym dzieckiem. Marzyłam o tym by tym mężczyzną był Łukasz. Jak zawsze udaliśmy się do mojego pokoju, w którym były zabawki małego. Siatkarz posadził Bartka na łóżku, podał mu grzechotki i odwrócił się w moją stronę.
- No chodź tu. - powiedział z uśmiechem i poklepał kolano zdrowej nogi.
Od razu znalazłam się przy nim by po chwili tonąć w jego ramionach.
- Jak rehabilitacja? - zagadnęłam.
- W porządku. Wszystko idzie zgodnie z planem. - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Cieszę się. - przytuliłam się do niego mocniej.
Usłyszałam pukanie, więc spojrzałam w stronę drzwi.
- Wchodź.
- Werka zejdziesz na chwilę na dół? - za uchylonymi drzwiami zobaczyłam blondynkę.
Pokiwałam tylko głową i niechętnie wstałam. Okazało się, że na dole czeka Wojtek.
- Cześć Wojtuś, o co chodzi? - zapytałam gdy znalazłam się już w salonie.
- Cześć Weronika. Potrzebuje kopii zapasowej naszego projektu. Masz ją prawda? - uniósł lekko brwi.
- Tak, zaraz przyniosę.
Wróciłam do pokoju. Łukasz czytał małemu jakąś książeczkę. Bartuś zapewne nic nie rozumiał, ale patrzył z zainteresowaniem na rozgrywającego. Nie dziwiło mnie to ani trochę. Głos siatkarza potrafił hipnotyzować. Znalazłam odpowiednie dokumenty i zeszłam z powrotem na dół. Wręczyłam je Wojtkowi i już miałam znowu iść do pokoju, ale zatrzymała mnie Ania.
- Może napijesz się herbaty? - zapytała.
- Soku. - odpowiedziałam i usiadłam w fotelu.
Nie chciałam żeby Wojtek wypytywał potem dziewczynę dlaczego tak znikam, więc postanowiłam z nimi posiedzieć kilka minut. Ania przyniosła na tacy napoje, więc upiłam łyk soku. Rozmawialiśmy chwilę o błahostkach i dopiero po tym mogłam wrócić do "moich" mężczyzn. Zatrzymałam się przed drzwiami pokoju, ale nie słyszałam już głosu Łukasza. Cicho weszłam do środka i zobaczyłam najsłodszy obraz jaki kiedykolwiek widziałam. Bartek spadł na moim łóżku, a obok niego leżał Łukasz i również spał. Wyglądali jak ojciec z synem. Ostrożnie do nich podeszłam, przez chwilę jeszcze napawałam się tym widokiem po czym przeniosłam małego do wózka.
- Która godzina? - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos Łukasza.
- Po 19. - odpowiedziałam.
- Miałem jechać do rodziców...
- Jeśli chcesz możesz to odwołać i zostać tutaj. Jesteś zmęczony, nie ma sensu żebyś tłukł się taksówką gdziekolwiek. - usiadłam obok niego.
- Mówisz poważnie? - uniósł się trochę.
- No przecież nie żartuje. O której jutro zaczynasz ćwiczenia?
- O 9. Może to i dobry pomysł.
- Bardzo dobry. Idę do łazienki a ty zadzwoń do rodziców. - uśmiechnęłam się lekko.
- W porządku. - usiadł i wyjął telefon z kieszeni.
Wstałam i zabrałam z szafy swoją piżamę. Przy drzwiach odwróciłam się jeszcze i spojrzałam na Łukasza.
- Zrobię coś na kolację. Masz ochotę na lampkę wina?
- Ale tylko jedną.
- Tylko jedną. - uśmiechnęłam się i wyszłam.
Zjedliśmy kolację, małemu dałam mleko, a my wypiliśmy wino. Rodzice Łukasza nie byli zadowoleni, że się u nich nie zjawi, za to ja byłam szczęśliwa, że został ze mną. Położyłam się do łóżka i czekałam aż rozgrywający znajdzie się obok mnie. Zdjął swoje ubrania i w samych bokserkach wrócił pod kołdrę. Przytuliłam się do jego nagiej klatki piersiowej i wsłuchiwałam w szybsze bicie serca. Łukasz delikatnymi ruchami masował moje plecy. Jedyne o czym marzyłam to to by każdy dzień już tak wyglądał.
Ta noc była jedną z cudowniejszych w moim życiu. Obok siebie miałam ukochanego mężczyznę i to było dla mnie najważniejsze. Kiedy obudziłam się rano Łukasz już nie spał. Patrzył na wózek i czułam, że jest nieobecny. Kiedy delikatnie się przekręciłam spojrzał na mnie.
- Już nie śpisz? Dopiero po 6. - pocałował mnie jak zwykle w czoło i przytulił do siebie.
- Jakoś nie chce mi się już spać. Nie kiedy jesteś obok. - sprostowałam.
Uśmiechnął się trochę szerzej, ale w jego oczach dostrzegłam coś co mi się nie spodobało.
- Wszystko w porządku? - zapytałam patrząc wprost w te piękne oczy.
- Tak, oczywiście. - odpowiedział szybko.
Wiedziałam, że nic więcej z niego nie wyciągnę, dlatego przytuliłam się do niego mocniej i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Werka... - usłyszałam po chwili.
- Tak?
Przesunął się tak by mógł patrzeć na moją twarz.
- Wiesz... chciałbym zawsze zaczynać tak dzień..z tobą. Nie powiedziałem ci tego wcześniej, bo chyba się wahałem, ale teraz powiem już bez żadnych wątpliwości... Kocham cie.
Nie tego się spodziewałam. Moje oczy zaszkliły się, ale obiecałam sobie, że płakać nie będę. Mimo to, że miłość mojego życia oznajmia mi o 6 rano, przytulając mnie mocno do siebie, że mnie kocha. Łukasz patrzył na mnie czekając na jakąś reakcję, a ja nie potrafiłam nic z siebie wykrztusić. Dlatego uniosłam się i pocałowałam go mocno i zachłannie. Dopiero po chwili byłam w stanie się odezwać.
- Ja też cie kocham. - szepnęłam o po chwili znów zatraciłam się w pocałunku.
Witajcie. Wiem dziś naprawdę krótko,
ale tyle jestem w stanie napisać po ostatnim meczu Resovii.
Może i za słodko, ale to też rekompensata za spotkanie z Jastrzębskim.
No i również taki miły prezencik na dobry tydzień ;)
A tu jeszcze raz chciałam przypomnieć o nowym blogu:
http://jaciekochamatynic.blogspot.com/
Zapraszam serdecznie :)
Dziś zjawił się wcześniej niż zwykle, gdyż chciał potem pojechać do rodziców na kolację. Już od progu porwał Bartka w ramiona i zaczął go zabawiać. Patrzyłam na ten widok z rozczuleniem. Zdałam sobie sprawę, że marzę o takiej rodzinie. O mężu, który będzie wracał z pracy i będzie zajmował się naszym dzieckiem. Marzyłam o tym by tym mężczyzną był Łukasz. Jak zawsze udaliśmy się do mojego pokoju, w którym były zabawki małego. Siatkarz posadził Bartka na łóżku, podał mu grzechotki i odwrócił się w moją stronę.
- No chodź tu. - powiedział z uśmiechem i poklepał kolano zdrowej nogi.
Od razu znalazłam się przy nim by po chwili tonąć w jego ramionach.
- Jak rehabilitacja? - zagadnęłam.
- W porządku. Wszystko idzie zgodnie z planem. - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Cieszę się. - przytuliłam się do niego mocniej.
Usłyszałam pukanie, więc spojrzałam w stronę drzwi.
- Wchodź.
- Werka zejdziesz na chwilę na dół? - za uchylonymi drzwiami zobaczyłam blondynkę.
Pokiwałam tylko głową i niechętnie wstałam. Okazało się, że na dole czeka Wojtek.
- Cześć Wojtuś, o co chodzi? - zapytałam gdy znalazłam się już w salonie.
- Cześć Weronika. Potrzebuje kopii zapasowej naszego projektu. Masz ją prawda? - uniósł lekko brwi.
- Tak, zaraz przyniosę.
Wróciłam do pokoju. Łukasz czytał małemu jakąś książeczkę. Bartuś zapewne nic nie rozumiał, ale patrzył z zainteresowaniem na rozgrywającego. Nie dziwiło mnie to ani trochę. Głos siatkarza potrafił hipnotyzować. Znalazłam odpowiednie dokumenty i zeszłam z powrotem na dół. Wręczyłam je Wojtkowi i już miałam znowu iść do pokoju, ale zatrzymała mnie Ania.
- Może napijesz się herbaty? - zapytała.
- Soku. - odpowiedziałam i usiadłam w fotelu.
Nie chciałam żeby Wojtek wypytywał potem dziewczynę dlaczego tak znikam, więc postanowiłam z nimi posiedzieć kilka minut. Ania przyniosła na tacy napoje, więc upiłam łyk soku. Rozmawialiśmy chwilę o błahostkach i dopiero po tym mogłam wrócić do "moich" mężczyzn. Zatrzymałam się przed drzwiami pokoju, ale nie słyszałam już głosu Łukasza. Cicho weszłam do środka i zobaczyłam najsłodszy obraz jaki kiedykolwiek widziałam. Bartek spadł na moim łóżku, a obok niego leżał Łukasz i również spał. Wyglądali jak ojciec z synem. Ostrożnie do nich podeszłam, przez chwilę jeszcze napawałam się tym widokiem po czym przeniosłam małego do wózka.
- Która godzina? - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos Łukasza.
- Po 19. - odpowiedziałam.
- Miałem jechać do rodziców...
- Jeśli chcesz możesz to odwołać i zostać tutaj. Jesteś zmęczony, nie ma sensu żebyś tłukł się taksówką gdziekolwiek. - usiadłam obok niego.
- Mówisz poważnie? - uniósł się trochę.
- No przecież nie żartuje. O której jutro zaczynasz ćwiczenia?
- O 9. Może to i dobry pomysł.
- Bardzo dobry. Idę do łazienki a ty zadzwoń do rodziców. - uśmiechnęłam się lekko.
- W porządku. - usiadł i wyjął telefon z kieszeni.
Wstałam i zabrałam z szafy swoją piżamę. Przy drzwiach odwróciłam się jeszcze i spojrzałam na Łukasza.
- Zrobię coś na kolację. Masz ochotę na lampkę wina?
- Ale tylko jedną.
- Tylko jedną. - uśmiechnęłam się i wyszłam.
Zjedliśmy kolację, małemu dałam mleko, a my wypiliśmy wino. Rodzice Łukasza nie byli zadowoleni, że się u nich nie zjawi, za to ja byłam szczęśliwa, że został ze mną. Położyłam się do łóżka i czekałam aż rozgrywający znajdzie się obok mnie. Zdjął swoje ubrania i w samych bokserkach wrócił pod kołdrę. Przytuliłam się do jego nagiej klatki piersiowej i wsłuchiwałam w szybsze bicie serca. Łukasz delikatnymi ruchami masował moje plecy. Jedyne o czym marzyłam to to by każdy dzień już tak wyglądał.
Ta noc była jedną z cudowniejszych w moim życiu. Obok siebie miałam ukochanego mężczyznę i to było dla mnie najważniejsze. Kiedy obudziłam się rano Łukasz już nie spał. Patrzył na wózek i czułam, że jest nieobecny. Kiedy delikatnie się przekręciłam spojrzał na mnie.
- Już nie śpisz? Dopiero po 6. - pocałował mnie jak zwykle w czoło i przytulił do siebie.
- Jakoś nie chce mi się już spać. Nie kiedy jesteś obok. - sprostowałam.
Uśmiechnął się trochę szerzej, ale w jego oczach dostrzegłam coś co mi się nie spodobało.
- Wszystko w porządku? - zapytałam patrząc wprost w te piękne oczy.
- Tak, oczywiście. - odpowiedział szybko.
Wiedziałam, że nic więcej z niego nie wyciągnę, dlatego przytuliłam się do niego mocniej i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Werka... - usłyszałam po chwili.
- Tak?
Przesunął się tak by mógł patrzeć na moją twarz.
- Wiesz... chciałbym zawsze zaczynać tak dzień..z tobą. Nie powiedziałem ci tego wcześniej, bo chyba się wahałem, ale teraz powiem już bez żadnych wątpliwości... Kocham cie.
Nie tego się spodziewałam. Moje oczy zaszkliły się, ale obiecałam sobie, że płakać nie będę. Mimo to, że miłość mojego życia oznajmia mi o 6 rano, przytulając mnie mocno do siebie, że mnie kocha. Łukasz patrzył na mnie czekając na jakąś reakcję, a ja nie potrafiłam nic z siebie wykrztusić. Dlatego uniosłam się i pocałowałam go mocno i zachłannie. Dopiero po chwili byłam w stanie się odezwać.
- Ja też cie kocham. - szepnęłam o po chwili znów zatraciłam się w pocałunku.
Witajcie. Wiem dziś naprawdę krótko,
ale tyle jestem w stanie napisać po ostatnim meczu Resovii.
Może i za słodko, ale to też rekompensata za spotkanie z Jastrzębskim.
No i również taki miły prezencik na dobry tydzień ;)
A tu jeszcze raz chciałam przypomnieć o nowym blogu:
http://jaciekochamatynic.blogspot.com/
Zapraszam serdecznie :)
środa, 12 marca 2014
Obiecany blog :)
Mordki mam dla Was ten obiecany blog :)
Akurat tak się pięknie złożyło, że oddaje go Wam akurat dzisiaj czyli w dzień urodzin Alka Achrema :)
Solenizantowi wszystkiego co najlepsze, a tu link:
http://jaciekochamatynic.blogspot.com/
Zapraszam serdecznie do czytania i komentowania,
a także gdyby komuś się spodobało, do polecenia innym :)
poniedziałek, 3 marca 2014
You know I can't fight the feeling
Tej nocy spałam tak czujnie jak chyba jeszcze nigdy. Cały czas
wydawało mi się, że mały płacze, ale kiedy tylko otwierałam oczy z ulgą
mogłam stwierdzić, że to tylko moje przewrażliwienie daje się we znaki,
bo Bartuś spał spokojnie. Jedynie po północy cichym płaczem przypomniał
mi o tym, że powinnam dać mu mleko. Nie znałam tego całego Adama ale
wydawało mi się, że mały wdał się w niego, bo gdyby był podobny do
swojej mamy, niegdyś głośnej imprezowiczki, dzisiaj miałabym pewnie ciemne
sińce pod oczami. W życiu nie miałam zbyt dużej styczności z dziećmi
gdyż byłam jedynaczką, a i w dalszej rodzinie nie było zbyt wiele maluchów. Dlatego bardzo obawiałam się zadania, którego się podjęłam,
ale z każdą minutą moje przerażenie ustępowało, a w jego miejsce
wkradała się radość. Obserwowanie chłopca powodowało szeroki uśmiech na
twarzy. Wczoraj byłam w zbyt wielkim szoku by dostrzec jak śliczny jest.
Duże, jasne niebieskie oczy, mały nosek i słodki uśmiech koloru
wczesnych malin. Z miejsca można było się zakochać, co też zrobiłam.
W salonie usłyszałam dzwonek telefonu, więc razem z małym na ręku wstałam i ruszyłam w stronę komórki. Spojrzałam na wyświetlacz i przez chwilę wahałam się czy odebrać.
- Tak słucham. - powiedziałam w końcu do słuchawki.
- Cześć Weronika. Co się dzieje, dlaczego wczoraj nie odebrałaś ani nie dałaś znaku życia? - zapytał lekko poddenerwowany Łukasz.
- Przepraszam, byłam bardzo zajęta, a potem po prostu wypadło mi z głowy żeby napisać.
- Wszystko w porządku?
- Oczywiście. Jak tam w Warszawie? - starałam się zmienić temat.
- Myślałem, że będzie gorzej. Za godzinę mam rozmowę z Antigą, moje być albo nie być.
- Będę trzymać kciuki. - cmoknęłam Bartusia w czółko, bo wyciągał rączki w stronę telefonu.
- Dziękuję. Wpadniesz jutro?
- A może ty mnie odwiedzisz? Ania chyba wychodzi z kolegą. - uśmiechnęłam się lekko.
- Jak chcesz. Muszę kończyć. Pa. - cmoknął do telefonu i nie czekając na moją odpowiedź rozłączył się.
Odłożyłam telefon na szafkę i wróciłam do kuchni. Wsadziłam Bartka do wózka, zaczekałam aż zaśnie i zabrałam się za robienie obiadu.
Wieczorem Ania zajęła się małym, więc mogłam trochę czasu poświęcić dla siebie. Usiadłam na kanapie z telefonem w dłoni i napisałam do Łukasza.
Dlaczego się nie odzywasz? Jak rozmowa z trenerem? Daj znać bo się martwię.
Czekałam ponad 10 minut, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi. Zmartwiło mnie to. Miałam nadzieję, że Łukasz dostanie szansę, ale dobrze wiedziałam w jakim położeniu się znalazł. Życie ostatnio dało mu nieźle w kość, a wszystko wskazywało na to, że to jeszcze nie koniec. Westchnęłam ciężko po czym wstałam i ze smutną miną poszłam do Ani.
Tej nocy spałam bardzo mało. Ciągle w głowie miałam to, że Łukasz nie dostał powołania. Nie odpowiedział na mojego SMS-a, a i telefonów nie odbierał. Martwiłam się coraz bardziej. Na szczęście mały kolejną noc spał grzecznie. Do zmartwień o rozgrywającym dochodziło jeszcze to, że Olka nie dała do tej pory żadnego znaku. Ja sama do niej nie dzwoniłam, bo nie miałam po co. Bartek był bardzo spokojny i ufny wobec mnie także nie miałam powodów panikować. Jednak liczyłam na jakieś zainteresowanie matki swoim dzieckiem.
Zeszłam na dół gdzie spotkałam wystrojoną blondynkę. Uśmiechnęłam się do niej szeroko, a dziewczyna to odwzajemniła. Zadzwonił dzwonek do drzwi, więc Ania otworzyła i zaprosiła do środka Wojtka.
- Cześć Wojtuś! - przywitałam się z lekkim uśmiechem.
- Cześć mała! Dobrze, że szef dał ci wolne, bo faktycznie coś niewyraźnie wyglądasz.
Wojtek nie znał prawdziwego powodu mojego urlopu. Anie prosiłam by nic mu nie mówiła, więc musiał wiedzieć tyle ile powiedział mu Morawski. Mały spał cicho w moim pokoju, więc nie rzucał się w oczy. Westchnęłam cicho i lekko uklepałam włosy, które dziś żyły własnym życiem.
- Yhym.. - przytaknęłam tylko i spojrzałam na Anie, która ubierała kurtkę
- Jakie plany dzisiaj? - zapytałam.
- Kino - odpowiedział wesoło chłopak - to zaległe. - puścił do mnie oczko.
- No to życzę udanej zabawy. - cmoknęłam Anie w policzek, a Wojtkowi posłałam lekki uśmiech.
- Dziękujemy bardzo. Już znikamy. Będę późno. - szepnęła mi jeszcze blondynka i wyszli.
Idąc do kuchni w lustrze wiszącym obok schodów zobaczyłam swoje odbicie i aż zatrzymałam się z wrażenia. Włosy w kompletnym nieładzie, sińce pod oczami i mocno zaciśnięte usta, a do tego blada cera przeraziły mnie zupełnie. Stałam chwilę wpatrując się w swoje odbicie i zamiast pójść do kuchni udałam się do łazienki.
Po ponad 20 minutach wyglądałam już dość znośnie. Mimo iż Łukasz dalej się nie odezwał miałam nadzieję, że się pojawi, więc nie mogłam mu się pokazać w poprzednim wydaniu. Zajrzałam jeszcze do pokoju, mały nadal spokojnie spał, więc cicho zamknęłam drzwi i usłyszałam dzwonek. Momentalnie znalazłam się na dole, po raz kolejny wygładziłam włosy i otworzyłam. Na progu stał Łukasz i patrzył na mnie smutno. Poczułam jakby coś we mnie pękło. Powoli wszystko zaczynało się układać i nagle poczułam, że ten grunt usuwa mi się spod nóg. Zaczekałam aż rozgrywający wejdzie do środka i przytuliłam się do niego najmocniej jak umiałam. Łukasz objął mnie w pasie i westchnął.
- Niby to dwa dni, a tak bardzo się stęskniłem. - wychrypiał cicho.
- Ja też... Dlaczego nie napisałeś? Tak strasznie się martwiłam.
- Przepraszam, musiałem pobyć trochę sam.
Odsunęłam się od niego i pozwoliłam aby zdjął kurtkę po czym poszliśmy do kuchni.
- Chcesz coś pić?
- Nie, dziękuję. Nie mam na nic ochoty. Może mogłem nie przychodzić, tylko humor ci popsuje.
- Nawet tak nie mów. Powiedziałam już, że będę z tobą i w tych dobrych i złych chwilach.
Łukasz pokiwał głową i zapatrzył się w jakiś punkt za oknem.
- Jeszcze nie powiedział nie, ale raczej mam małe szanse. - powiedział słabo.
- Nie możesz tak myśleć, to dopiero styczeń. Kiedy po rehabilitacji zaczniesz trening na pewno sam zmienisz pogląd na tą sytuację - chciałam dodać coś jeszcze, ale na górze usłyszałam płacz Bartka.
Łukasz natychmiast spojrzał na mnie, a w jego spojrzeniu kryło się nieme pytanie.
- Przepraszam cie na chwilę.
Nie czekając na żadną reakcje z jego strony ruszyłam do pokoju. Wbiegłam po schodach i już po chwili tuliłam do siebie małe ciałko. Mały szybko się uspokoił, widocznie musiał po przebudzeniu przestraszyć się, że jest sam. Nawet nie zauważyłam, że za lekko uchylonymi drzwiami stoi Łukasz. Dopiero kiedy miałam razem z małym zejść na dół zobaczyłam go. Uśmiechnęłam się nikle i lekkim ruchem ręki pokazałam mu żeby wszedł do pokoju. Siatkarz niepewnie wykonał moje polecenie, a na jego twarzy malował się szok. Stanął naprzeciw mnie i wpatrywał się w Bartka, może szukał podobieństw między nami.
- Nie mówiłaś, że masz dziecko. - powiedział w końcu tak jakby z wyrzutem.
- Bo nie mam. To maleństwo mojej dawnej przyjaciółki. Wyjechała na tydzień, a ja zgodziłam się zaopiekować Bartusiem. - wyjaśniłam spokojnie i z zaciekawieniem obserwowałam wyraz twarzy rozgrywającego.
- Mogę go potrzymać? - zapytał po dłuższej chwili.
- Jasne. - uśmiechnęłam się i podałam mu chłopca.
Z szerokim uśmiechem patrzyłam jak Łukasz zajmuje się małym. On sam zgubił gdzieś swój smutek, a na jego twarzy gościło szczęście i ogromna czułość, którą poznałam już w jego mieszkaniu. To był piękny widok, widzieć tego wielkoluda z małą kruszynką na rękach. Wyjęłam z kieszeni komórkę i tak by Łukasz nie zauważył zrobiłam im kilka zdjęć.
Nawet nie wiem kiedy zrobiło się późno. Usłyszałam pukanie do drzwi pokoju i dopiero zorientowałam się, że Ania musiała wrócić. Rzuciłam ciche "proszę" i w progu zobaczyłam blondynkę.
- O proszę! Jak wy pięknie wyglądacie, jak szczęśliwa rodzinka. - spojrzała na nas z uśmiechem.
Łukasz spojrzał na mnie kątem oka i uśmiechnął się nikle.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałam blondynkę.
- Myślałam, że może trzeba ci w czymś pomóc, ale już znikam. - cicho wycofała się z pokoju.
- Powinienem już wracać do siebie, mały jest śpiący i z tego co widzę tobie też przydałoby się trochę snu. - powiedział rozgrywający i pocałował mnie w czoło.
- Przyjdziesz jutro?
- Jutro mam rehabilitację. - westchnął.
- Rozumiem. To chociaż zadzwoń. - przytuliłam się do niego i patrzyłam jak mały zasypia na moim łóżku.
- Jasne. Śpijcie dobrze. - pocałował mnie krótko, ale bardzo czule, po czym nachylił się nad Bartkiem i pogładził go po główce.
Odprowadziłam Łukasz do drzwi i mając w głowie słowa Ani patrzyłam jak wsiada do taksówki.
Cześć :) Nie wiem co mam Wam powiedzieć o tym rozdziale...
Myślałam, że lepiej mi to wyjdzie, a tak jakoś nie bardzo mi się podoba.
No, ale jest na rozpoczęcie tygodnia i już ;p
Mam takie pytanko, bo owszem rozpoczęłam pisanie nowego bloga, ale
praktycznie po pierwszym rozdziale stanęłam w martwym polu. Kogo widziałybyście
jako bohatera obok Alka? Ja mam już swój typ, ale nadal się zastanawiam i nie potrafię
jakoś z tym ruszyć...
Liczę na Waszą pomoc :*
W salonie usłyszałam dzwonek telefonu, więc razem z małym na ręku wstałam i ruszyłam w stronę komórki. Spojrzałam na wyświetlacz i przez chwilę wahałam się czy odebrać.
- Tak słucham. - powiedziałam w końcu do słuchawki.
- Cześć Weronika. Co się dzieje, dlaczego wczoraj nie odebrałaś ani nie dałaś znaku życia? - zapytał lekko poddenerwowany Łukasz.
- Przepraszam, byłam bardzo zajęta, a potem po prostu wypadło mi z głowy żeby napisać.
- Wszystko w porządku?
- Oczywiście. Jak tam w Warszawie? - starałam się zmienić temat.
- Myślałem, że będzie gorzej. Za godzinę mam rozmowę z Antigą, moje być albo nie być.
- Będę trzymać kciuki. - cmoknęłam Bartusia w czółko, bo wyciągał rączki w stronę telefonu.
- Dziękuję. Wpadniesz jutro?
- A może ty mnie odwiedzisz? Ania chyba wychodzi z kolegą. - uśmiechnęłam się lekko.
- Jak chcesz. Muszę kończyć. Pa. - cmoknął do telefonu i nie czekając na moją odpowiedź rozłączył się.
Odłożyłam telefon na szafkę i wróciłam do kuchni. Wsadziłam Bartka do wózka, zaczekałam aż zaśnie i zabrałam się za robienie obiadu.
Wieczorem Ania zajęła się małym, więc mogłam trochę czasu poświęcić dla siebie. Usiadłam na kanapie z telefonem w dłoni i napisałam do Łukasza.
Dlaczego się nie odzywasz? Jak rozmowa z trenerem? Daj znać bo się martwię.
Czekałam ponad 10 minut, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi. Zmartwiło mnie to. Miałam nadzieję, że Łukasz dostanie szansę, ale dobrze wiedziałam w jakim położeniu się znalazł. Życie ostatnio dało mu nieźle w kość, a wszystko wskazywało na to, że to jeszcze nie koniec. Westchnęłam ciężko po czym wstałam i ze smutną miną poszłam do Ani.
Tej nocy spałam bardzo mało. Ciągle w głowie miałam to, że Łukasz nie dostał powołania. Nie odpowiedział na mojego SMS-a, a i telefonów nie odbierał. Martwiłam się coraz bardziej. Na szczęście mały kolejną noc spał grzecznie. Do zmartwień o rozgrywającym dochodziło jeszcze to, że Olka nie dała do tej pory żadnego znaku. Ja sama do niej nie dzwoniłam, bo nie miałam po co. Bartek był bardzo spokojny i ufny wobec mnie także nie miałam powodów panikować. Jednak liczyłam na jakieś zainteresowanie matki swoim dzieckiem.
Zeszłam na dół gdzie spotkałam wystrojoną blondynkę. Uśmiechnęłam się do niej szeroko, a dziewczyna to odwzajemniła. Zadzwonił dzwonek do drzwi, więc Ania otworzyła i zaprosiła do środka Wojtka.
- Cześć Wojtuś! - przywitałam się z lekkim uśmiechem.
- Cześć mała! Dobrze, że szef dał ci wolne, bo faktycznie coś niewyraźnie wyglądasz.
Wojtek nie znał prawdziwego powodu mojego urlopu. Anie prosiłam by nic mu nie mówiła, więc musiał wiedzieć tyle ile powiedział mu Morawski. Mały spał cicho w moim pokoju, więc nie rzucał się w oczy. Westchnęłam cicho i lekko uklepałam włosy, które dziś żyły własnym życiem.
- Yhym.. - przytaknęłam tylko i spojrzałam na Anie, która ubierała kurtkę
- Jakie plany dzisiaj? - zapytałam.
- Kino - odpowiedział wesoło chłopak - to zaległe. - puścił do mnie oczko.
- No to życzę udanej zabawy. - cmoknęłam Anie w policzek, a Wojtkowi posłałam lekki uśmiech.
- Dziękujemy bardzo. Już znikamy. Będę późno. - szepnęła mi jeszcze blondynka i wyszli.
Idąc do kuchni w lustrze wiszącym obok schodów zobaczyłam swoje odbicie i aż zatrzymałam się z wrażenia. Włosy w kompletnym nieładzie, sińce pod oczami i mocno zaciśnięte usta, a do tego blada cera przeraziły mnie zupełnie. Stałam chwilę wpatrując się w swoje odbicie i zamiast pójść do kuchni udałam się do łazienki.
Po ponad 20 minutach wyglądałam już dość znośnie. Mimo iż Łukasz dalej się nie odezwał miałam nadzieję, że się pojawi, więc nie mogłam mu się pokazać w poprzednim wydaniu. Zajrzałam jeszcze do pokoju, mały nadal spokojnie spał, więc cicho zamknęłam drzwi i usłyszałam dzwonek. Momentalnie znalazłam się na dole, po raz kolejny wygładziłam włosy i otworzyłam. Na progu stał Łukasz i patrzył na mnie smutno. Poczułam jakby coś we mnie pękło. Powoli wszystko zaczynało się układać i nagle poczułam, że ten grunt usuwa mi się spod nóg. Zaczekałam aż rozgrywający wejdzie do środka i przytuliłam się do niego najmocniej jak umiałam. Łukasz objął mnie w pasie i westchnął.
- Niby to dwa dni, a tak bardzo się stęskniłem. - wychrypiał cicho.
- Ja też... Dlaczego nie napisałeś? Tak strasznie się martwiłam.
- Przepraszam, musiałem pobyć trochę sam.
Odsunęłam się od niego i pozwoliłam aby zdjął kurtkę po czym poszliśmy do kuchni.
- Chcesz coś pić?
- Nie, dziękuję. Nie mam na nic ochoty. Może mogłem nie przychodzić, tylko humor ci popsuje.
- Nawet tak nie mów. Powiedziałam już, że będę z tobą i w tych dobrych i złych chwilach.
Łukasz pokiwał głową i zapatrzył się w jakiś punkt za oknem.
- Jeszcze nie powiedział nie, ale raczej mam małe szanse. - powiedział słabo.
- Nie możesz tak myśleć, to dopiero styczeń. Kiedy po rehabilitacji zaczniesz trening na pewno sam zmienisz pogląd na tą sytuację - chciałam dodać coś jeszcze, ale na górze usłyszałam płacz Bartka.
Łukasz natychmiast spojrzał na mnie, a w jego spojrzeniu kryło się nieme pytanie.
- Przepraszam cie na chwilę.
Nie czekając na żadną reakcje z jego strony ruszyłam do pokoju. Wbiegłam po schodach i już po chwili tuliłam do siebie małe ciałko. Mały szybko się uspokoił, widocznie musiał po przebudzeniu przestraszyć się, że jest sam. Nawet nie zauważyłam, że za lekko uchylonymi drzwiami stoi Łukasz. Dopiero kiedy miałam razem z małym zejść na dół zobaczyłam go. Uśmiechnęłam się nikle i lekkim ruchem ręki pokazałam mu żeby wszedł do pokoju. Siatkarz niepewnie wykonał moje polecenie, a na jego twarzy malował się szok. Stanął naprzeciw mnie i wpatrywał się w Bartka, może szukał podobieństw między nami.
- Nie mówiłaś, że masz dziecko. - powiedział w końcu tak jakby z wyrzutem.
- Bo nie mam. To maleństwo mojej dawnej przyjaciółki. Wyjechała na tydzień, a ja zgodziłam się zaopiekować Bartusiem. - wyjaśniłam spokojnie i z zaciekawieniem obserwowałam wyraz twarzy rozgrywającego.
- Mogę go potrzymać? - zapytał po dłuższej chwili.
- Jasne. - uśmiechnęłam się i podałam mu chłopca.
Z szerokim uśmiechem patrzyłam jak Łukasz zajmuje się małym. On sam zgubił gdzieś swój smutek, a na jego twarzy gościło szczęście i ogromna czułość, którą poznałam już w jego mieszkaniu. To był piękny widok, widzieć tego wielkoluda z małą kruszynką na rękach. Wyjęłam z kieszeni komórkę i tak by Łukasz nie zauważył zrobiłam im kilka zdjęć.
Nawet nie wiem kiedy zrobiło się późno. Usłyszałam pukanie do drzwi pokoju i dopiero zorientowałam się, że Ania musiała wrócić. Rzuciłam ciche "proszę" i w progu zobaczyłam blondynkę.
- O proszę! Jak wy pięknie wyglądacie, jak szczęśliwa rodzinka. - spojrzała na nas z uśmiechem.
Łukasz spojrzał na mnie kątem oka i uśmiechnął się nikle.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałam blondynkę.
- Myślałam, że może trzeba ci w czymś pomóc, ale już znikam. - cicho wycofała się z pokoju.
- Powinienem już wracać do siebie, mały jest śpiący i z tego co widzę tobie też przydałoby się trochę snu. - powiedział rozgrywający i pocałował mnie w czoło.
- Przyjdziesz jutro?
- Jutro mam rehabilitację. - westchnął.
- Rozumiem. To chociaż zadzwoń. - przytuliłam się do niego i patrzyłam jak mały zasypia na moim łóżku.
- Jasne. Śpijcie dobrze. - pocałował mnie krótko, ale bardzo czule, po czym nachylił się nad Bartkiem i pogładził go po główce.
Odprowadziłam Łukasz do drzwi i mając w głowie słowa Ani patrzyłam jak wsiada do taksówki.
Cześć :) Nie wiem co mam Wam powiedzieć o tym rozdziale...
Myślałam, że lepiej mi to wyjdzie, a tak jakoś nie bardzo mi się podoba.
No, ale jest na rozpoczęcie tygodnia i już ;p
Mam takie pytanko, bo owszem rozpoczęłam pisanie nowego bloga, ale
praktycznie po pierwszym rozdziale stanęłam w martwym polu. Kogo widziałybyście
jako bohatera obok Alka? Ja mam już swój typ, ale nadal się zastanawiam i nie potrafię
jakoś z tym ruszyć...
Liczę na Waszą pomoc :*
czwartek, 27 lutego 2014
Wszystko się zmienia.
Wróciłam do domu i po odświeżeniu się wyszłam do pracy. Rewelacje poranka
sprawiły, że miałam fantastyczny humor. Nic dzisiaj nie sprawiało mi
trudności, a Wojtek dziwił się, że uśmiecham się tak szeroko jakbym
wygrała w lotka. Jednak czułam się jeszcze lepiej, żadne pieniądze nie
potrafiłyby dać mi takiego szczęścia jakie dawał mi Łukasz.
Tuż przed 12 zadzwonił mój telefon. Miałam nadzieję, że to właśnie rozgrywający lecz rozczarowałam się, bo na wyświetlaczu zobaczyłam nieznany numer.
- Słucham. - odebrałam po chwili.
Nikt jednak się nie odezwał, a w tle było słychać jakieś trzaski.
- Halo! Halo! - rzuciłam zirytowana.
Ponownie nikt nie odpowiedział. Przerwałam więc połączenie i schowałam telefon do kieszeni.
Kilkanaście minut przed wyjściem z biura sytuacja się powtórzyła. Zdenerwowana odebrałam telefon, w duchu licząc, że dzwoniącym okaże się Łukasz, ale kiedy w słuchawce usłyszałam kobiecy głos moje nadzieje znikły.
- Cześć Weronika! - usłyszałam niepewny ton.
- Mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
- Ola Grabowa.
Między nami zapadła chwila ciszy. Moja dawna przyjaciółka zdecydowała zadzwonić do mnie po roku niedawania znaku życia. Ta rozmowa nie mogła wróżyć niczego dobrego.
- Halo jesteś tam? - odezwała się ponownie.
- Jestem. Co się stało, że dzwonisz?
- Muszę z tobą porozmawiać.
- O czym? Nasze wspólne tematy chyba już dawno się skończyły. - zaczynałam coraz bardziej się denerwować.
- Pojawiła się pewna sprawa... Możemy się spotkać? Przyjadę gdzie trzeba.
Westchnęłam głośno nie kryjąc swojego niezadowolenia.
- Dzisiaj, Zielona Góra? - zapytałam.
- Będę za godzinę tylko wyślij mi dokładny adres.
- Jasne. - już miałam się rozłączyć.
- Dziękuję, że pozwoliłaś na to spotkanie. Do zobaczenia.
W słuchawce usłyszałam przerywany sygnał.
- Złe wieści? - obok mnie jak z pod ziemi wyrósł Wojtek.
- Nie, dlaczego?
- Bo tak wyglądasz. Na pewno w porządku? Może cie odprowadzę? - spojrzał na mnie z troską w oczach.
- Na pewno. A odprowadzić chętnie się pozwolę. - uśmiechnęłam się nikle, ubrałam kurtkę, zaczekałam aż Wojtek zrobi to samo i w między czasie napisałam do Oli SMS-a po czym ruszyliśmy do mojego mieszkania.
- Może wejdziesz do środka? - zaproponowałam, gdy byliśmy już pod drzwiami, bo wiedziałam, że Ania kończy dzisiaj wcześniej.
- Nie chce przeszkadzać.
- No co ty, wchodź. - otworzyłam drzwi i ruchem ręki zaprosiłam go do środka po czym weszłam za nim.
- Ania! Patrz kogo przyprowadziłam! - krzyknęłam w głąb mieszkania i po chwili blondynka wyłoniła się z kuchni.
- O cześć! - przywitała się - Zrobić wam kawy?- uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć. Dla mnie bardzo chętnie. - odpowiedział chłopak.
- To i mi zrób.
Zdjęliśmy kurtki i po chwili wszyscy razem siedzieliśmy w kuchni popijając kawę. Pół godziny później chłopak oznajmił nam, że musi się już zbierać. Nawet się nie zdziwiłam kiedy blondynka oznajmiła, że wyjdzie z nim, bo chce iść na zakupy. Dobrze wiedziałam, że Wojtek wpadł jej w oko chociaż pewnie by się do tego nie przyznała. Kilka minut po wyjściu Ani i Wojtka usłyszałam dzwonek do drzwi. Z mocniej bijącym sercem poszłam otworzyć. Olki nie widziałam od roku, więc nie miałam pojęcia czego może chcieć. Otworzyłam drzwi i mocno się zdziwiłam widząc Ole z małym dzieckiem w ramionach. Bez słowa wpuściłam ją do środka.
- Potrzymasz Bartusia? - zapytała, a moje brwi uniosły się jeszcze wyżej niż chwilę temu jednak nieznacznie kiwnęłam głową i po sekundzie trzymałam maleństwo w rękach. Dziewczyna zdjęła kurtkę oraz buty i wzięła ode mnie Bartka. Poprowadziłam ją do salonu i kazałam usiąść.
- Chcesz coś do picia? - zapytałam obserwując jak zdejmuje małemu zimowe ubranka.
- Nie, dziękuję. Nie zajmę ci dużo czasu.
Usiadłam w fotelu na przeciw niej i czekałam aż wyjawi mi powód swojej wizyty. Jednak nie była skłonna do mówienia.
- Nie mówiłaś, że jesteś w ciąży... - zaczęłam.
- Kiedy miałyśmy jeszcze kontakt byłam może w 3,4 miesiącu. Myślałam o usunięciu..dlatego nic nie mówiłam.- odpowiedziała spokojnie, tuląc do siebie chłopca.
- Czyje to dziecko? Znam go?
- Wątpię. Adam jest z Anglii.
- O czym chciałaś porozmawiać?
- No właśnie... Potrzebuję twojej pomocy. Nie mam nikogo kogo mogłabym o to prosić. Wszyscy się ode mnie odwrócili. - westchnęła.
- Ty pierwsza się odwróciłaś, więc tylko sobie to zawdzięczasz. - prychnęłam.
- Prawda. - przyznała - Żałuję i jeszcze raz cie przepraszam.
- Nieważne, mów o co chodzi.
- Muszę wyjechać na tydzień do Adama. Małego nie mogę zabrać ze sobą. Chciałam cie prosić byś zajęła się nim przez ten czas. - spojrzała na mnie błagalnie.
Nie wierzyłam własnym uszom. Energicznie wstałam i zaczęłam kręcić się po pomieszczeniu.
- Zwariowałaś? Jak niby mam zająć się małym dzieckiem? Jak będę go karmić? Poza tym on będzie czuł, że to ktoś oby, co jeśli będzie ciągle płakał? - słowa wyrzucałam z siebie z ogromną prędkością.
- Bartek ma już prawie 5 miesięcy, nie karmię go piersią poza tym jest bardzo grzeczny i mało płacze. Dasz sobie radę, to tylko tydzień. - znów spojrzała na mnie tym smutnym wzrokiem.
- To jakieś szaleństwo...- ponownie usiadłam i schowałam twarz w dłoniach - Poza tym nie wierze, że masz czelność przyjść z tym do mnie...
- Gdybym mogła pójść do kogokolwiek innego nawet by mnie tu nie było. - przygryzła dolną wargę.
- Po co jedziesz do Anglii? - zapytałam.
- Muszę ratować ten związek, Adam mnie zostawił... Nie pozwolę by wywinął się od odpowiedzialności, muszę walczyć o lepszą przyszłość dla Bartusia. Proszę cie pomóż mi..ten jeden raz i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Błagam. - powiedziała łamiącym się głosem.
- Muszę pomyśleć, daj mi chwilę. - westchnęłam i wyjęłam z kieszeni telefon po czym napisałam do Ani.
Czy to będzie dla Ciebie bardzo duży problem jeśli na tydzień zamieszka z nami małe dziecko?
Odpowiedź przyszła prawie natychmiast.
Że co? Wera, co Ty znowu wymyśliłaś?
Koleżanka wyjeżdża i nie ma z kim zostawić dziecka, muszę jej pomóc. To jak, zgadzasz się?
Właściwie to twoja sprawa, ale masz moją zgodę.
- Jeszcze jeden telefon. - rzuciłam do Olki, która cały czas mnie obserwowała.
Wyszłam do kuchni i zadzwoniłam do szefa. Zadowolony to on nie był, że tak nagle chce wziąć tydzień wolnego, ale wcisnęłam mu taką historię, że nie mógł odmówić. Wróciłam do salonu i pokręciłam lekko głową sama nie wierząc w to co robię.
- Zgadzam się. Mały może tu zostać.
Ola uśmiechnęła się szeroko i pocałowała Bartusia w czółko.
- Wszystkie rzeczy mam w samochodzie. Jeśli go potrzymasz zaraz wszystko przyniosę.
- Więc od początku miałaś to zaplanowane? - uniosłam brwi.
- Samolot mam o 21. Miałam tylko bardzo głęboką nadzieję, że się zgodzisz. W innym przypadku nie wiem co bym zrobiła. - wzruszyła ramionami.
Trzymając na rękach Bartka patrzyłam jak Ola wnosi wszystkie potrzebne nam rzeczy do domu. W skrócie opowiedziała mi co i kiedy mam mu podawać, kiedy myć i kłaść spać. Byłam przerażona, ale i ciekawa jak sprawdzę się w roli mamy. Ledwie pożegnałam Olę, zadzwonił mój telefon. Cały dzień czekałam by usłyszeć jego głos, a teraz po prostu wyciszyłam dźwięki i wpatrywałam się w spokojną buzię małego Bartusia.
Tuż przed 12 zadzwonił mój telefon. Miałam nadzieję, że to właśnie rozgrywający lecz rozczarowałam się, bo na wyświetlaczu zobaczyłam nieznany numer.
- Słucham. - odebrałam po chwili.
Nikt jednak się nie odezwał, a w tle było słychać jakieś trzaski.
- Halo! Halo! - rzuciłam zirytowana.
Ponownie nikt nie odpowiedział. Przerwałam więc połączenie i schowałam telefon do kieszeni.
Kilkanaście minut przed wyjściem z biura sytuacja się powtórzyła. Zdenerwowana odebrałam telefon, w duchu licząc, że dzwoniącym okaże się Łukasz, ale kiedy w słuchawce usłyszałam kobiecy głos moje nadzieje znikły.
- Cześć Weronika! - usłyszałam niepewny ton.
- Mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
- Ola Grabowa.
Między nami zapadła chwila ciszy. Moja dawna przyjaciółka zdecydowała zadzwonić do mnie po roku niedawania znaku życia. Ta rozmowa nie mogła wróżyć niczego dobrego.
- Halo jesteś tam? - odezwała się ponownie.
- Jestem. Co się stało, że dzwonisz?
- Muszę z tobą porozmawiać.
- O czym? Nasze wspólne tematy chyba już dawno się skończyły. - zaczynałam coraz bardziej się denerwować.
- Pojawiła się pewna sprawa... Możemy się spotkać? Przyjadę gdzie trzeba.
Westchnęłam głośno nie kryjąc swojego niezadowolenia.
- Dzisiaj, Zielona Góra? - zapytałam.
- Będę za godzinę tylko wyślij mi dokładny adres.
- Jasne. - już miałam się rozłączyć.
- Dziękuję, że pozwoliłaś na to spotkanie. Do zobaczenia.
W słuchawce usłyszałam przerywany sygnał.
- Złe wieści? - obok mnie jak z pod ziemi wyrósł Wojtek.
- Nie, dlaczego?
- Bo tak wyglądasz. Na pewno w porządku? Może cie odprowadzę? - spojrzał na mnie z troską w oczach.
- Na pewno. A odprowadzić chętnie się pozwolę. - uśmiechnęłam się nikle, ubrałam kurtkę, zaczekałam aż Wojtek zrobi to samo i w między czasie napisałam do Oli SMS-a po czym ruszyliśmy do mojego mieszkania.
- Może wejdziesz do środka? - zaproponowałam, gdy byliśmy już pod drzwiami, bo wiedziałam, że Ania kończy dzisiaj wcześniej.
- Nie chce przeszkadzać.
- No co ty, wchodź. - otworzyłam drzwi i ruchem ręki zaprosiłam go do środka po czym weszłam za nim.
- Ania! Patrz kogo przyprowadziłam! - krzyknęłam w głąb mieszkania i po chwili blondynka wyłoniła się z kuchni.
- O cześć! - przywitała się - Zrobić wam kawy?- uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć. Dla mnie bardzo chętnie. - odpowiedział chłopak.
- To i mi zrób.
Zdjęliśmy kurtki i po chwili wszyscy razem siedzieliśmy w kuchni popijając kawę. Pół godziny później chłopak oznajmił nam, że musi się już zbierać. Nawet się nie zdziwiłam kiedy blondynka oznajmiła, że wyjdzie z nim, bo chce iść na zakupy. Dobrze wiedziałam, że Wojtek wpadł jej w oko chociaż pewnie by się do tego nie przyznała. Kilka minut po wyjściu Ani i Wojtka usłyszałam dzwonek do drzwi. Z mocniej bijącym sercem poszłam otworzyć. Olki nie widziałam od roku, więc nie miałam pojęcia czego może chcieć. Otworzyłam drzwi i mocno się zdziwiłam widząc Ole z małym dzieckiem w ramionach. Bez słowa wpuściłam ją do środka.
- Potrzymasz Bartusia? - zapytała, a moje brwi uniosły się jeszcze wyżej niż chwilę temu jednak nieznacznie kiwnęłam głową i po sekundzie trzymałam maleństwo w rękach. Dziewczyna zdjęła kurtkę oraz buty i wzięła ode mnie Bartka. Poprowadziłam ją do salonu i kazałam usiąść.
- Chcesz coś do picia? - zapytałam obserwując jak zdejmuje małemu zimowe ubranka.
- Nie, dziękuję. Nie zajmę ci dużo czasu.
Usiadłam w fotelu na przeciw niej i czekałam aż wyjawi mi powód swojej wizyty. Jednak nie była skłonna do mówienia.
- Nie mówiłaś, że jesteś w ciąży... - zaczęłam.
- Kiedy miałyśmy jeszcze kontakt byłam może w 3,4 miesiącu. Myślałam o usunięciu..dlatego nic nie mówiłam.- odpowiedziała spokojnie, tuląc do siebie chłopca.
- Czyje to dziecko? Znam go?
- Wątpię. Adam jest z Anglii.
- O czym chciałaś porozmawiać?
- No właśnie... Potrzebuję twojej pomocy. Nie mam nikogo kogo mogłabym o to prosić. Wszyscy się ode mnie odwrócili. - westchnęła.
- Ty pierwsza się odwróciłaś, więc tylko sobie to zawdzięczasz. - prychnęłam.
- Prawda. - przyznała - Żałuję i jeszcze raz cie przepraszam.
- Nieważne, mów o co chodzi.
- Muszę wyjechać na tydzień do Adama. Małego nie mogę zabrać ze sobą. Chciałam cie prosić byś zajęła się nim przez ten czas. - spojrzała na mnie błagalnie.
Nie wierzyłam własnym uszom. Energicznie wstałam i zaczęłam kręcić się po pomieszczeniu.
- Zwariowałaś? Jak niby mam zająć się małym dzieckiem? Jak będę go karmić? Poza tym on będzie czuł, że to ktoś oby, co jeśli będzie ciągle płakał? - słowa wyrzucałam z siebie z ogromną prędkością.
- Bartek ma już prawie 5 miesięcy, nie karmię go piersią poza tym jest bardzo grzeczny i mało płacze. Dasz sobie radę, to tylko tydzień. - znów spojrzała na mnie tym smutnym wzrokiem.
- To jakieś szaleństwo...- ponownie usiadłam i schowałam twarz w dłoniach - Poza tym nie wierze, że masz czelność przyjść z tym do mnie...
- Gdybym mogła pójść do kogokolwiek innego nawet by mnie tu nie było. - przygryzła dolną wargę.
- Po co jedziesz do Anglii? - zapytałam.
- Muszę ratować ten związek, Adam mnie zostawił... Nie pozwolę by wywinął się od odpowiedzialności, muszę walczyć o lepszą przyszłość dla Bartusia. Proszę cie pomóż mi..ten jeden raz i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Błagam. - powiedziała łamiącym się głosem.
- Muszę pomyśleć, daj mi chwilę. - westchnęłam i wyjęłam z kieszeni telefon po czym napisałam do Ani.
Czy to będzie dla Ciebie bardzo duży problem jeśli na tydzień zamieszka z nami małe dziecko?
Odpowiedź przyszła prawie natychmiast.
Że co? Wera, co Ty znowu wymyśliłaś?
Koleżanka wyjeżdża i nie ma z kim zostawić dziecka, muszę jej pomóc. To jak, zgadzasz się?
Właściwie to twoja sprawa, ale masz moją zgodę.
- Jeszcze jeden telefon. - rzuciłam do Olki, która cały czas mnie obserwowała.
Wyszłam do kuchni i zadzwoniłam do szefa. Zadowolony to on nie był, że tak nagle chce wziąć tydzień wolnego, ale wcisnęłam mu taką historię, że nie mógł odmówić. Wróciłam do salonu i pokręciłam lekko głową sama nie wierząc w to co robię.
- Zgadzam się. Mały może tu zostać.
Ola uśmiechnęła się szeroko i pocałowała Bartusia w czółko.
- Wszystkie rzeczy mam w samochodzie. Jeśli go potrzymasz zaraz wszystko przyniosę.
- Więc od początku miałaś to zaplanowane? - uniosłam brwi.
- Samolot mam o 21. Miałam tylko bardzo głęboką nadzieję, że się zgodzisz. W innym przypadku nie wiem co bym zrobiła. - wzruszyła ramionami.
Trzymając na rękach Bartka patrzyłam jak Ola wnosi wszystkie potrzebne nam rzeczy do domu. W skrócie opowiedziała mi co i kiedy mam mu podawać, kiedy myć i kłaść spać. Byłam przerażona, ale i ciekawa jak sprawdzę się w roli mamy. Ledwie pożegnałam Olę, zadzwonił mój telefon. Cały dzień czekałam by usłyszeć jego głos, a teraz po prostu wyciszyłam dźwięki i wpatrywałam się w spokojną buzię małego Bartusia.
środa, 19 lutego 2014
Twój obraz w mojej głowie nie zgaśnie.
Kiedyś myślałam, że w marzeniach najpiękniejsze jest dążenie do nich i
ta satysfakcja i radość, gdy chociaż jedno z nich się spełni. Po czasie
patrzy się na to inaczej i to ogromne szczęście powoli gdzieś zanika.
Przekonałam się, że nie w tym przypadku.
O Łukaszu mogłam tylko marzyć, a kiedy w końcu obdarzył mnie odrobiną ciepła zapragnęłam go jeszcze więcej. Z każdym dniem byłam coraz bardziej spragniona jego uczucia. I chociaż nadal musiałam trzymać się na dystans, coraz mniej mi to wychodziło. Moje marzenie spełniało się krok po kroku, a ja popadałam w coraz większą euforię. I kiedy pocałował mnie po raz pierwszy zrozumiałam, że jestem zakochana po uszy.
Przez wydarzenia wczorajszego wieczoru nie potrafiłam się na niczym skupić. W głowie ciągle miałam tylko obraz uśmiechniętego Łukasza i te iskierki radości w jego oczach. Gdy się poznaliśmy był zupełnie innym człowiekiem i wciąż odkrywałam go na nowo. Dopiero po jego rozwodzie mogłam się przekonać, że jest wesołą duszyczką i nareszcie w jego tęczówkach nie wiedziałam już bólu tylko radosne oczekiwanie na lepsze dni.
- Werka jesteś ty tu w ogóle? - w końcu dotarło do mnie, że Wojtek próbuje się ze mną porozumieć od jakiegoś czasu.
- Przepraszam zamyśliłam się. - spojrzałam na niego niezupełnie przytomnie.
Chłopak rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu, odłożył trzymany długopis i przez długą chwilę wpatrywał się wprost na mnie.
- Wczorajszy wieczór musiał się udać, prawda? - zapytał w końcu.
- O czym ty mówisz? - nerwowo wsunęłam kosmyk włosów za ucho.
- No miałaś jakieś plany. Chyba się udały? Po tobie widać, że nawet bardzo.
- Udały się, tak. - odpowiedziałam krótko mając nadzieję, że to zakończy ten temat.
Wojtek w ciszy i zamyśleniu pokiwał głową po czym wrócił do swojej pracy. Ja natomiast postanowiłam napić się kawy, by choć trochę pobudzić swój organizm po nieprzespanej nocy. Czekała nas jeszcze długa wizyta u szefa w związku z projektem, więc wolałam nie dać plamy.
Wychodząc z gabinetu Morawskiego marzyłam tylko o jednym- łóżku. Byłam zmęczona nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Nie docierało już do mnie nawet to co mówi Wojtek. Przeprosiłam go więc za siebie, pożegnałam się i zebrawszy swoje rzeczy ruszyłam do domu. Zanim wyszłam na mroźne powietrze usłyszałam dźwięk SMS-a w mojej torebce. Wyjęłam telefon i odczytawszy, że wiadomość jest od Ziomka uśmiechnęłam się szeroko.
Witaj :) Masz ochotę na miłą kolację w moim towarzystwie? Chciałbym Ci o czymś powiedzieć.
Moje zmęczenie wydało mi się nagle czymś zupełnie nieistotnym. Przecież Łukasz chciał mnie zobaczyć, a to było najważniejsze. Bez żadnego namysłu odpisałam.
Oczywiście, że mam ochotę. Będę za godzinę.
Zaintrygowało mnie to co Żygadło chce mi powiedzieć. Miałam tylko nadzieję, że nie będą to złe wieści. Po drodze kupiłam napój energetyczny gdyż coraz bardziej chciało mi się spać. W domu wzięłam zimny prysznic co skutecznie mnie rozbudziło. Napisałam jeszcze karteczkę dla Ani, żeby się o mnie nie martwiła i już miałam wychodzić kiedy przypomniałam sobie o jednej rzeczy. Wróciłam do swojego pokoju i z półki wyjęłam kolorową torebeczkę, którą ostrożnie wsadziłam do torebki i zbiegłam na dół, gdzie czekała taksówka. Znów na miejscu byłam po kilku minutach. Stanęłam przed drzwiami Łukasza i zapukałam. Nie czekałam długo, bo już po chwili moim oczom ukazał się siatkarz.
- Cześć. Wchodź, zapraszam.
Posłusznie wykonałam jego polecenie i zdjęłam kurtkę oraz buty, a torebkę postawiłam na małej pufie. Ledwie to zrobiłam, a już ginęłam w uścisku rozgrywającego. Przylgnęłam do niego mocniej i napawałam się tą bliskością.
- Chodź - wziął mnie po chwili za rękę - Przygotowałem coś dobrego.
- Zaczekaj chwilę, mam coś dla ciebie. - uśmiechnęłam się i wróciłam do torebki z której wyjęłam tą kolorową.
- Ale co to za okazja? - Łukasz zmarszczył czoło.
- Nie widzieliśmy się na święta, a ten prezent już tyle na ciebie czeka. Wczoraj kompletnie zapomniałam o tym by ci go przywieźć. - uśmiechnęłam się przepraszająco i włożyłam mu w ręce podarunek.
Siatkarz wyjął z torebki ramkę i widząc zdjęcie wewnątrz niej uśmiechnął się szeroko.
- Muszę to powtórzyć, ładnie tu wyglądamy.
- Dlatego postanowiłam ci je dać. - spojrzałam na trzymane przez niego zdjęcie, takie samo jakie wisi w moim pokoju.
- Dziękuję. Teraz cały czas będę mógł na ciebie patrzeć. - spojrzał w moje oczy.
-Nie ma za co. - pod tym wzrokiem nie było mnie stać na nic więcej.
Rozgrywający znowu złapał mnie za rękę i poprowadził do salonu, gdzie przed kominkiem stały dwa krzesła i stolik, a na nim zastawa. Wskazał mi ręką bym usiadła, a sam podszedł do komody na której stało kilka ramek ze zdjęciami i tam postawił prezent ode mnie.
- Idealnie tu pasuje. - odwrócił się w moją stronę.
- Powinnam skakać z radości. No bo chyba jestem jedyną kibicką, której zdjęcie będziesz trzymał w swoim salonie. - zaśmiałam się krótko.
- Muszę cie rozczarować, nie jesteś jedyna. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Nie? - zdziwiłam się trochę.
- Nie. - odpowiedział Łukasz - Mam kilka albumów od kibiców, ale je trzymam głęboko w szafce, ale tutaj - podszedł do regału wiszącego na ścianie, któremu wcześniej nie poświęciłam należytej uwagi i uniósł jasnoróżową ramkę - mam zdjęcie z moją największą fanką.
Podeszłam do niego i spojrzałam na zdjęcie, które trzymał. Z fotografii uśmiechała się do mnie mała dziewczynka o pulchnych policzkach. Wyglądała może na roczek. Spokojnie leżała w ramionach Łukasza, ciekawie wpatrując się w obiektyw aparatu.
- To zdjęcie z Włoch. Pewnego razu jakaś kobieta przyszła do mnie z małą na rękach. Poprosiła o zdjęcie, ale z początku nie miałem pojęcia, że chodzi o zdjęcie moje i małej Eleny. Żebyś widziała jaką miałem minę jak włożyła mi malutką w ręce. - zamilkł na chwilę, a ja ukradkiem spojrzałam na jego twarz, w jego oczach malowało się tyle czułości - Dobrze, że nie zaczęła płakać na mój widok, bo nie wiem co bym zrobił. - zaśmiał się krótko.
- Pasuje ci taki mały szkrab. Gdybym cie nie znała powiedziałabym, że to tatuś i jego córeczka.
- Chciałbym. - uśmiechnął się smutno.
Zrozumiałam, że wchodzę na cienki lód, więc postanowiłam się wycofać. Wróciłam na swoje miejsce i obserwowałam jak Łukasz odkłada ramkę. Na koniec opuszkami palców delikatnie pogładził fotografię i odwrócił się do mnie.
- Głodna? - zapytał.
- Jak wilk. - odpowiedziałam wesoło.
Po kolacji znów usiedliśmy przed kominkiem z kieliszkami wina. Czułam się odprężona i bezpieczna. Ręka Łukasza oplatało moje szczupłe ramiona, dzięki czemu mogłam się cieszyć jego bliskością.
- Miałeś mi o czymś powiedzieć. - przypomniałam sobie w pewnej chwili.
- No tak. - westchnął, co trochę mi się nie spodobało - Jutro i pojutrze się nie zobaczymy.
- Dlaczego? - spojrzałam na jego twarz.
- Jadę jutro do Warszawy. Siatkarski światek już wie, że jestem na stałe w Polsce i dziennikarze chcą to wykorzystać. - potarł ręką czoło.
- To oni nie mogą przyjechać do ciebie? - zapytałam trochę z wyrzutem, choć dobrze wiedziałam, że to nie jego wina.
- Mogliby, ale mam jeszcze program do nagrania, a to tylko w Warszawie. Poza tym będzie też Antiga z którym muszę porozmawiać. I jeszcze kilka innych spraw, których nie załatwię nigdzie indziej.
- Czyli szykują się dwa ciężkie dni? - zapytałam.
- Bardzo ciężkie. - westchnął i pocałował mnie w czoło.
Oparłam głowę o jego ramie i zamknęłam oczy.
- Będę tęsknić. - szepnęłam, ale nie usłyszałam już żadnej odpowiedzi.
Kiedy uniosłam powieki zorientowałam się, że coś jest nie tak. Nie wiedziałam gdzie jestem, więc natychmiast uniosłam się i rozejrzałam po pomieszczeniu. Panujący wokół mrok nie pomagał mi w rozeznaniu się w sytuacji. Dopiero, gdy obok swojego boku zobaczyłam Łukasza przypomniałam sobie, że wczorajszy wieczór spędziłam u niego. Najwidoczniej musiałam zasnąć, a Ziomek przeniósł mnie do łóżka i takim sposobem znalazłam się w jego sypialni.
- Dlaczego nie śpisz? - usłyszałam cichy głos rozgrywającego i aż lekko podskoczyłam - Przepraszam, nie chciałem cie przestraszyć.
- Mogłeś mnie obudzić, wróciłabym do siebie do domu.
Łukasz zapalił lampkę stojącą obok łóżka i oparł się plecami o poduszkę.
- Nie mogłem, tak słodko spałaś, że nie mogłem. - uśmiechnął się lekko.
Muszę przyznać, że postawił mnie w ciężkiej sytuacji. Spoglądałam na jego nagą klatkę piersiową, a w głowie miałam chaos. Nigdy nie był przystojniejszy niż w tej chwili, bez koszulki i z potarganymi włosami, w które miałam ogromną ochotę zanurzyć palce. Widząc moje zainteresowanie swoją osobą Łukasz figlarnie przygryzł dolną wargę i poruszył charakterystycznie brwiami.
- Yyyy...przepraszam.... - wykrztusiłam i spuściłam wzrok.
- Pierwszy raz śpisz obok sportowca? - zapytał rozbawiony.
- A gdzie tam, cały czas mi się to zdarza. - powiedziałam poważnie po czym dałam mu kuksańca.
Rozgrywający przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło.
- A tak naprawdę to nie budziłem cię, bo nie miałbym do tego serca. - pogładził mój policzek.
Nagle przypomniałam sobie o Ani, przecież napisałam jej kartkę, że wrócę, pewnie musi odchodzić teraz od zmysłów.
- Anka mnie zabije. - szepnęłam.
- Pożyczyłem twoją komórkę i zadzwoniłem do niej. Nic się nie musisz martwić.
- Dziękuję.
- To co, wstajemy? Masz wyczucie - spojrzał na zegarek - Jest po szóstej.
- Zaraz zadzwonię po taksówkę i wracam do domu. I tak nadużyłam twojej gościny. - westchnęłam.
- Nie żartuj, zjemy śniadanie i wtedy może cie puszczę. - przytulił mnie do siebie mocniej.
Godzinę później, po pysznym posiłku opuszczałam mieszkanie Łukasza.
- Nie wiem czy wiesz, ale będę tęsknił. - powiedział, kiedy stałam już gotowa do wyjścia.
- Ja też będę. Wracaj szybko z tej Warszawy. - spojrzałam na niego smutno.
- Nie patrz tak na mnie, bo się rozmyślę i nigdzie nie pojadę. - szepnął unosząc mój podbródek.
- Musisz jechać, ale zadzwoń chociaż jak znajdziesz chwilę.
Zamiast odpowiedzi dostałam namiętny pocałunek, który miał mi wynagrodzić nieobecność siatkarza.
Jejkujej. Sama nie wiem co piszę ;)
Ostatnio mam braki weny, a pomiędzy tym krótkie jej przebłyski i tak o to
powstaje coś takiego.
Jeśli dla kogoś jest za słodko niech się nie martwi, cały czas tak nie będzie :P
Nowy blog się powoli piszę, więc może przy dobrych wiatrach ruszę w marcu.
Trzymajcie za mnie kciuki ;) Buziaki :*
O Łukaszu mogłam tylko marzyć, a kiedy w końcu obdarzył mnie odrobiną ciepła zapragnęłam go jeszcze więcej. Z każdym dniem byłam coraz bardziej spragniona jego uczucia. I chociaż nadal musiałam trzymać się na dystans, coraz mniej mi to wychodziło. Moje marzenie spełniało się krok po kroku, a ja popadałam w coraz większą euforię. I kiedy pocałował mnie po raz pierwszy zrozumiałam, że jestem zakochana po uszy.
Przez wydarzenia wczorajszego wieczoru nie potrafiłam się na niczym skupić. W głowie ciągle miałam tylko obraz uśmiechniętego Łukasza i te iskierki radości w jego oczach. Gdy się poznaliśmy był zupełnie innym człowiekiem i wciąż odkrywałam go na nowo. Dopiero po jego rozwodzie mogłam się przekonać, że jest wesołą duszyczką i nareszcie w jego tęczówkach nie wiedziałam już bólu tylko radosne oczekiwanie na lepsze dni.
- Werka jesteś ty tu w ogóle? - w końcu dotarło do mnie, że Wojtek próbuje się ze mną porozumieć od jakiegoś czasu.
- Przepraszam zamyśliłam się. - spojrzałam na niego niezupełnie przytomnie.
Chłopak rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu, odłożył trzymany długopis i przez długą chwilę wpatrywał się wprost na mnie.
- Wczorajszy wieczór musiał się udać, prawda? - zapytał w końcu.
- O czym ty mówisz? - nerwowo wsunęłam kosmyk włosów za ucho.
- No miałaś jakieś plany. Chyba się udały? Po tobie widać, że nawet bardzo.
- Udały się, tak. - odpowiedziałam krótko mając nadzieję, że to zakończy ten temat.
Wojtek w ciszy i zamyśleniu pokiwał głową po czym wrócił do swojej pracy. Ja natomiast postanowiłam napić się kawy, by choć trochę pobudzić swój organizm po nieprzespanej nocy. Czekała nas jeszcze długa wizyta u szefa w związku z projektem, więc wolałam nie dać plamy.
Wychodząc z gabinetu Morawskiego marzyłam tylko o jednym- łóżku. Byłam zmęczona nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Nie docierało już do mnie nawet to co mówi Wojtek. Przeprosiłam go więc za siebie, pożegnałam się i zebrawszy swoje rzeczy ruszyłam do domu. Zanim wyszłam na mroźne powietrze usłyszałam dźwięk SMS-a w mojej torebce. Wyjęłam telefon i odczytawszy, że wiadomość jest od Ziomka uśmiechnęłam się szeroko.
Witaj :) Masz ochotę na miłą kolację w moim towarzystwie? Chciałbym Ci o czymś powiedzieć.
Moje zmęczenie wydało mi się nagle czymś zupełnie nieistotnym. Przecież Łukasz chciał mnie zobaczyć, a to było najważniejsze. Bez żadnego namysłu odpisałam.
Oczywiście, że mam ochotę. Będę za godzinę.
Zaintrygowało mnie to co Żygadło chce mi powiedzieć. Miałam tylko nadzieję, że nie będą to złe wieści. Po drodze kupiłam napój energetyczny gdyż coraz bardziej chciało mi się spać. W domu wzięłam zimny prysznic co skutecznie mnie rozbudziło. Napisałam jeszcze karteczkę dla Ani, żeby się o mnie nie martwiła i już miałam wychodzić kiedy przypomniałam sobie o jednej rzeczy. Wróciłam do swojego pokoju i z półki wyjęłam kolorową torebeczkę, którą ostrożnie wsadziłam do torebki i zbiegłam na dół, gdzie czekała taksówka. Znów na miejscu byłam po kilku minutach. Stanęłam przed drzwiami Łukasza i zapukałam. Nie czekałam długo, bo już po chwili moim oczom ukazał się siatkarz.
- Cześć. Wchodź, zapraszam.
Posłusznie wykonałam jego polecenie i zdjęłam kurtkę oraz buty, a torebkę postawiłam na małej pufie. Ledwie to zrobiłam, a już ginęłam w uścisku rozgrywającego. Przylgnęłam do niego mocniej i napawałam się tą bliskością.
- Chodź - wziął mnie po chwili za rękę - Przygotowałem coś dobrego.
- Zaczekaj chwilę, mam coś dla ciebie. - uśmiechnęłam się i wróciłam do torebki z której wyjęłam tą kolorową.
- Ale co to za okazja? - Łukasz zmarszczył czoło.
- Nie widzieliśmy się na święta, a ten prezent już tyle na ciebie czeka. Wczoraj kompletnie zapomniałam o tym by ci go przywieźć. - uśmiechnęłam się przepraszająco i włożyłam mu w ręce podarunek.
Siatkarz wyjął z torebki ramkę i widząc zdjęcie wewnątrz niej uśmiechnął się szeroko.
- Muszę to powtórzyć, ładnie tu wyglądamy.
- Dlatego postanowiłam ci je dać. - spojrzałam na trzymane przez niego zdjęcie, takie samo jakie wisi w moim pokoju.
- Dziękuję. Teraz cały czas będę mógł na ciebie patrzeć. - spojrzał w moje oczy.
-Nie ma za co. - pod tym wzrokiem nie było mnie stać na nic więcej.
Rozgrywający znowu złapał mnie za rękę i poprowadził do salonu, gdzie przed kominkiem stały dwa krzesła i stolik, a na nim zastawa. Wskazał mi ręką bym usiadła, a sam podszedł do komody na której stało kilka ramek ze zdjęciami i tam postawił prezent ode mnie.
- Idealnie tu pasuje. - odwrócił się w moją stronę.
- Powinnam skakać z radości. No bo chyba jestem jedyną kibicką, której zdjęcie będziesz trzymał w swoim salonie. - zaśmiałam się krótko.
- Muszę cie rozczarować, nie jesteś jedyna. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Nie? - zdziwiłam się trochę.
- Nie. - odpowiedział Łukasz - Mam kilka albumów od kibiców, ale je trzymam głęboko w szafce, ale tutaj - podszedł do regału wiszącego na ścianie, któremu wcześniej nie poświęciłam należytej uwagi i uniósł jasnoróżową ramkę - mam zdjęcie z moją największą fanką.
Podeszłam do niego i spojrzałam na zdjęcie, które trzymał. Z fotografii uśmiechała się do mnie mała dziewczynka o pulchnych policzkach. Wyglądała może na roczek. Spokojnie leżała w ramionach Łukasza, ciekawie wpatrując się w obiektyw aparatu.
- To zdjęcie z Włoch. Pewnego razu jakaś kobieta przyszła do mnie z małą na rękach. Poprosiła o zdjęcie, ale z początku nie miałem pojęcia, że chodzi o zdjęcie moje i małej Eleny. Żebyś widziała jaką miałem minę jak włożyła mi malutką w ręce. - zamilkł na chwilę, a ja ukradkiem spojrzałam na jego twarz, w jego oczach malowało się tyle czułości - Dobrze, że nie zaczęła płakać na mój widok, bo nie wiem co bym zrobił. - zaśmiał się krótko.
- Pasuje ci taki mały szkrab. Gdybym cie nie znała powiedziałabym, że to tatuś i jego córeczka.
- Chciałbym. - uśmiechnął się smutno.
Zrozumiałam, że wchodzę na cienki lód, więc postanowiłam się wycofać. Wróciłam na swoje miejsce i obserwowałam jak Łukasz odkłada ramkę. Na koniec opuszkami palców delikatnie pogładził fotografię i odwrócił się do mnie.
- Głodna? - zapytał.
- Jak wilk. - odpowiedziałam wesoło.
Po kolacji znów usiedliśmy przed kominkiem z kieliszkami wina. Czułam się odprężona i bezpieczna. Ręka Łukasza oplatało moje szczupłe ramiona, dzięki czemu mogłam się cieszyć jego bliskością.
- Miałeś mi o czymś powiedzieć. - przypomniałam sobie w pewnej chwili.
- No tak. - westchnął, co trochę mi się nie spodobało - Jutro i pojutrze się nie zobaczymy.
- Dlaczego? - spojrzałam na jego twarz.
- Jadę jutro do Warszawy. Siatkarski światek już wie, że jestem na stałe w Polsce i dziennikarze chcą to wykorzystać. - potarł ręką czoło.
- To oni nie mogą przyjechać do ciebie? - zapytałam trochę z wyrzutem, choć dobrze wiedziałam, że to nie jego wina.
- Mogliby, ale mam jeszcze program do nagrania, a to tylko w Warszawie. Poza tym będzie też Antiga z którym muszę porozmawiać. I jeszcze kilka innych spraw, których nie załatwię nigdzie indziej.
- Czyli szykują się dwa ciężkie dni? - zapytałam.
- Bardzo ciężkie. - westchnął i pocałował mnie w czoło.
Oparłam głowę o jego ramie i zamknęłam oczy.
- Będę tęsknić. - szepnęłam, ale nie usłyszałam już żadnej odpowiedzi.
Kiedy uniosłam powieki zorientowałam się, że coś jest nie tak. Nie wiedziałam gdzie jestem, więc natychmiast uniosłam się i rozejrzałam po pomieszczeniu. Panujący wokół mrok nie pomagał mi w rozeznaniu się w sytuacji. Dopiero, gdy obok swojego boku zobaczyłam Łukasza przypomniałam sobie, że wczorajszy wieczór spędziłam u niego. Najwidoczniej musiałam zasnąć, a Ziomek przeniósł mnie do łóżka i takim sposobem znalazłam się w jego sypialni.
- Dlaczego nie śpisz? - usłyszałam cichy głos rozgrywającego i aż lekko podskoczyłam - Przepraszam, nie chciałem cie przestraszyć.
- Mogłeś mnie obudzić, wróciłabym do siebie do domu.
Łukasz zapalił lampkę stojącą obok łóżka i oparł się plecami o poduszkę.
- Nie mogłem, tak słodko spałaś, że nie mogłem. - uśmiechnął się lekko.
Muszę przyznać, że postawił mnie w ciężkiej sytuacji. Spoglądałam na jego nagą klatkę piersiową, a w głowie miałam chaos. Nigdy nie był przystojniejszy niż w tej chwili, bez koszulki i z potarganymi włosami, w które miałam ogromną ochotę zanurzyć palce. Widząc moje zainteresowanie swoją osobą Łukasz figlarnie przygryzł dolną wargę i poruszył charakterystycznie brwiami.
- Yyyy...przepraszam.... - wykrztusiłam i spuściłam wzrok.
- Pierwszy raz śpisz obok sportowca? - zapytał rozbawiony.
- A gdzie tam, cały czas mi się to zdarza. - powiedziałam poważnie po czym dałam mu kuksańca.
Rozgrywający przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło.
- A tak naprawdę to nie budziłem cię, bo nie miałbym do tego serca. - pogładził mój policzek.
Nagle przypomniałam sobie o Ani, przecież napisałam jej kartkę, że wrócę, pewnie musi odchodzić teraz od zmysłów.
- Anka mnie zabije. - szepnęłam.
- Pożyczyłem twoją komórkę i zadzwoniłem do niej. Nic się nie musisz martwić.
- Dziękuję.
- To co, wstajemy? Masz wyczucie - spojrzał na zegarek - Jest po szóstej.
- Zaraz zadzwonię po taksówkę i wracam do domu. I tak nadużyłam twojej gościny. - westchnęłam.
- Nie żartuj, zjemy śniadanie i wtedy może cie puszczę. - przytulił mnie do siebie mocniej.
Godzinę później, po pysznym posiłku opuszczałam mieszkanie Łukasza.
- Nie wiem czy wiesz, ale będę tęsknił. - powiedział, kiedy stałam już gotowa do wyjścia.
- Ja też będę. Wracaj szybko z tej Warszawy. - spojrzałam na niego smutno.
- Nie patrz tak na mnie, bo się rozmyślę i nigdzie nie pojadę. - szepnął unosząc mój podbródek.
- Musisz jechać, ale zadzwoń chociaż jak znajdziesz chwilę.
Zamiast odpowiedzi dostałam namiętny pocałunek, który miał mi wynagrodzić nieobecność siatkarza.
Jejkujej. Sama nie wiem co piszę ;)
Ostatnio mam braki weny, a pomiędzy tym krótkie jej przebłyski i tak o to
powstaje coś takiego.
Jeśli dla kogoś jest za słodko niech się nie martwi, cały czas tak nie będzie :P
Nowy blog się powoli piszę, więc może przy dobrych wiatrach ruszę w marcu.
Trzymajcie za mnie kciuki ;) Buziaki :*
niedziela, 9 lutego 2014
Kiedy nie ma już nic do stracenia.
Nowy rok nie przywitał mnie niczym nowym. Razem z Anią bawiłyśmy się z
Wojtkiem i jego znajomymi w górach, zaś święta spędziłam z rodziną. Dzień po wigilii zadzwonił Łukasz by złożyć życzenia i oznajmić, że jest
po rozwodzie. Starałam się go namówić na przyjazd i zabawę sylwestrową,
ale stanowczo odmówił. Nie byłam jakoś bardzo zdziwiona, ale przyznam,
że było mi przykro. Liczyłam, że razem z nim zacznę ten nowy rok. W
towarzystwie Wojtka bawiłam się dobrze, ale wobec niego nie żywiłam
większych uczuć niż to, że mi się podoba.
*
- Wera otwórz, ja nie mogę, bo jestem w ręczniku. - usłyszałam wieczorem 7 stycznia. Leżałam właśnie wygodnie w moim łóżku, ubrana w czarne leginsy i dużą koszulkę z Super Pucharu pisząc z Wojtkiem o projekcie, który mieliśmy razem przygotować. Prześcigaliśmy się w pomysłach, więc ruszanie się z tego wygodnego miejsca teraz było dla mnie katorgą. Nim zdarzyłam się zebrać, żeby zejść na dół, dzwonek zadzwonił jeszcze 2 razy.
- Już, już. - powiedziałam podchodząc do drzwi. Otworzyłam je nie zaglądając nawet do wizjera, dlatego bardzo się zdziwiłam widząc za nimi Łukasza.
- Niespodzianka! - powiedział wesoło lustrując mnie wzrokiem.
Uśmiechnęłam się szeroko i łapiąc go za rękę pociągnęłam do środka, gdyż mój obecny strój nie chronił mnie w żaden sposób przed zimnem napływającym z zewnątrz.
- Przepraszam za mój wygląd, ale kompletnie mnie zaskoczyłeś. - stałam tam i patrzyłam na niego nie mogąc uwierzyć, że jest tuż obok. Przyzwyczaiłam się już, że więcej go nie ma w moim życiu niż jest.
- Wyglądasz... hmm...ślicznie. - dokończył w końcu i uśmiechnął się do mnie ciepło.
Moje policzki zapewne zaróżowiły się lekko.
- Siatkarska? - zapytał.
Spojrzałam na swoją koszulkę i pokiwałam głową.
- No dobrze, zapraszam do kuchni. Czego się napijesz? - skierowałam swoje kroki do szafki z kubkami, a Łukasz poszedł za mną.
- Kawa.
- O tej porze? - spojrzałam na niego kątem oka.
Wzruszył ramionami i usiadł przy stole, zdejmując wcześniej płaszcz.
- I tak nie śpię po nocach, to co za różnica.
Nie skomentowałam tego. Przygotowałam dla niego kawę i dla siebie herbatę i usiadłam przy stole.
- To teraz opowiadaj. Tyle czasu cie nie widziałam. Jak święta, sylwester,... życie? - objęłam dłońmi kubek i zapatrzyłam się w jego twarz.
- Powoli do przodu. Rodzice byli u mnie na święta i sylwestra razem z siostrą i jej rodziną, także nie byłem sam. Dużo mi dała ich obecność, mniej czasu na myślenie, rozpamiętywanie. Powoli wszystko sobie układam. - uśmiechnął się nikle.
Przez chwilę biłam się z myślami czy zapytać o to co bardzo mnie nurtuje i ciekawość dała za wygraną.
- A jak sam rozwód? Rozmawiałeś jeszcze z Agnieszką?
- Niewiele. Ustaliliśmy wszystkie kwestie związane z rozstaniem i to tyle. Nie robiła żadnych problemów, chyba bardzo jej na nim zależy. - westchnął.
- Będzie dobrze. - powiedziałam bezmyślnie - Wszystko sobie ułożysz.
Niespodziewanie siatkarz ujął moją dłoń w swoją i popatrzył mi głęboko w oczy.
- Jeśli będę potrzebował twojej pomocy to będziesz? - zapytał poważnie.
- Oczywiście. - odparłam szybko.
Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy, aż w końcu Łukasz ponownie się odezwał.
- Odwiedzisz mnie jutro?
- To znaczy? Gdzie?
- Napisze ci adres. Przyjdziesz?
Przez chwilę myślałam, że żartuje. Po prostu mnie sprawdza, ale patrząc na jego poważną minę stwierdziłam, że on mówi na poważnie.
- O której mam być?
- Może być od razu po pracy. Ugotuje coś dla ciebie. To jak? - kąciki jego ust powędrowały ku górze, a wokół oczu utworzyły się urocze zmarszczki.
- Brzmi świetnie, ale co z twoimi rodzicami? - zapytałam niepewnie.
- Sama zobaczysz. Daj kartkę i długopis, zapisze ci ten adres i będę uciekał. - napił się kawy uważnie mnie obserwując.
Z lodówki zdjęłam plik karteczek i długopis. Podałam je rozgrywającemu i z zainteresowaniem patrzyłam jak starannym pismem zapisuje nazwę ulicy i numer mieszkania. Kiedy skończył podał mi kartkę a sam dopił kawę i wstał.
- Będę na ciebie czekał.
Nie wiem dlaczego, ale to zdanie bardzo mnie rozczuliło. Uśmiechnęłam się mimowolnie i zanim Łukasz ubrał płaszcz przytuliłam się do niego nieoczekiwanie. Siatkarz nie został mi dłużny, objął mnie swoimi dłońmi i wtulił w siebie.
- Tęskniłem. - wychrypiał, a ja skryłam twarz w jego swetrze. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę. Po czasie odsunęłam się od niego niechętnie i przygryzając dolną wargę spojrzałam w jego oczy. Łukasz ubrał płaszcz i znów na chwilę mnie przytulił po czym złożył na moim policzku buziaka.
- Śpij dobrze. - szepnął.
- Ty też. I bez wykrętów. Po prostu połóż się do łóżka, pomyśl o tym, że ja myślę o tobie i spróbuj zasnąć.
Żygadło uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.
- Dobrze proszę pani.
Odprowadziłam go do drzwi i tym razem ja obdarowałam całusem.
- Dobranoc.
- Dobranoc piękna. Do jutra. Już nie mogę się doczekać. - z uśmiechem na ustach wyszedł w ciemność ulicy, a ja w podskokach wróciłam do pokoju.
*
- Cześć Wojtuś! - przywitałam się z kolegą wchodząc do biura.
- Cześć młoda! A co ty w takim dobrym humorze? - chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
Zdjęłam płaszcz, powiesiłam go na wieszaku i usiadłam przy swoim biurku.
- No co, piękna pogoda, zabieramy się dzisiaj za projekt i coraz bliżej do weekendu. Tylko się cieszyć. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Yhymm... - mruknął Wojtek - zabierajmy się za pracę.
Pozbieraliśmy swoje dokumenty i usiedliśmy przy dużym stole rozpoczynając swoje zadanie.
Na początku ciężko było mi się skupić, ale z czasem wciągnęłam się w robotę i nim się obejrzałam okazało się, że czas na przerwę. Wojtek siedział na krześle obok mnie i popijając kawę obserwował mnie ciekawie.
- Czy ja jestem gdzieś brudna? - zapytałam w końcu - Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Chłopak trochę się zmieszał, odłożył kubek, a do ręki wziął długopis, którym zaczął się bawić. - Nie, tylko... - niepewnie spojrzał na mnie po czym znowu spuścił wzrok na swoje dłonie - Chciałem zapytać czy poszłabyś ze mną dzisiaj do kina? - wyrzucił wreszcie z siebie.
- Wojtek to miło z twojej strony, ale mam na dzisiaj plany. - widocznie sprawiłam mu przykrość bo skrzywił się udając uśmiech.
- Rozumiem. - wstał i podszedł do okna.
- Możesz zaprosić Anie, na pewno ma wolny wieczór. - podpowiedziałam.
- Pomyśle o tym. - odpowiedział cicho.
Po tej rozmowie praca nie szła nam już tak dobrze. Nie potrafiliśmy się dogadać w kilku kwestiach, ale w końcu i tak stawiałam na swoje. Około 16 mieliśmy wszystko dopięte, należało jeszcze udać się do szefa, choć tak bardzo chciałam się już zobaczyć z Łukaszem.
- Możesz już iść, ja sobie poradzę. - powiedział szatyn, kiedy zauważył, że kolejny raz spoglądam na zegarek.
- Jesteś pewny? Nie chce cie zostawiać z tym samego.
- Dam radę. Poza tym szef zapewne dopiero jutro będzie chciał wszystko omówić.
- Dziękuję ci bardzo. - wrzuciłam do torebki swoje rzeczy po czym podeszłam do chłopaka i pocałowałam go w policzek.
- Nie ma za co. - odpowiedział odprowadzając mnie zaraz wzrokiem.
Chwyciłam swój płaszcz i wyszłam machając do chłopaka. Drogę do domu pokonałam prawie biegiem. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w luźniejsze ciuchy i poprawiłam makijaż. Zadzwoniłam po taksówkę, która zjawiła się po niecałych 10 minutach i miłemu panu kierowcy podałam karteczkę z adresem. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie jednak nie dane mi było nacieszyć się jazdą. Po kilku minutach byliśmy już bowiem na miejscu. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam przed nowoczesnym osiedlem. Trochę się zdziwiłam, gdyż inaczej wyobrażałam sobie lokum państwa Żygadło. Zaczerpnęłam mocno powietrza i ruszyłam w poszukiwaniu odpowiednich drzwi. Miałam dziś szczęście, bo odnalazłam je już po chwili. Niepewnie nacisnęłam dzwonek i z mocno już bijącym sercem czekałam aż ktoś otworzy. Stało się to prawie natychmiast a za drzwiami zobaczyłam uśmiechniętego Łukasza.
- Cieszę się że już jesteś. Wejdź. - powiedział i ruchem dłoni zaprosił mnie do środka. Kiedy przekroczyłam próg pomógł mi zdjąć płaszcz i poprowadził w głąb mieszkania. Oprowadził mnie po nim, pokazując każdy pokój, a na koniec dotarliśmy do kuchni w której mieszały się piękne zapachy.
- Czegoś tu nie rozumiem. Nie mieszkasz tu z rodzicami prawda? - zapytałam opierając się o parapet okna i obserwując jak rozgrywający wyjmuje z szafek zastawę.
- Nie. Jakoś nie wyobrażam sobie żebym w tym wieku miał im siedzieć na głowie. - zaśmiał się krótko.
- Więc wynająłeś mieszkanie specjalnie po to by odwiedzić je tylko kilka razy w roku? - dobrze wiedziałam, że stać go na to, lecz mimo to byłam zaskoczona i było to słychać w moim głosie.
- Porozmawiamy o tym przy kolacji, dobrze? - spojrzał na mnie - Pomożesz mi?
- Jasne.
Najpierw nakryliśmy do stołu, a potem asystowałam Łukaszowi w kuchni. Kucharka nigdy ze mnie dobra nie była, więc spaghetti prawie w całości było zasługą siatkarza. Ja tylko nałożyłam nam jedzenie na talerze i zaczekałam na Łukasza, który poszedł po wino i kieliszki. Kiedy wrócił usiadł na przeciw mnie, rozlał trunek do kieliszków i rozpoczęliśmy jedzenie.
- Fantastyczne. Nie wiedziałam, że tak dobrze gotujesz. - powiedziałam gdy tylko przeżułam pierwszy kęs.
- To jeszcze nic, takie tam coś na szybko. - odpowiedział skromnie się uśmiechając.
Po kolacji usiedliśmy na puchatym dywanie przed kominkiem z kieliszkami w dłoniach. Plecami oparłam się o sofę i wpatrywałam się w iskierki dające ciepło.
- Teraz mogę ci powiedzieć. - odezwał się Łukasz obok mnie.
Przeniosłam wzrok na niego i czekałam aż będzie kontynuował.
- To mieszkanie - spojrzał po salonie - to mój nowy azyl. Nie wracam do Włoch, tam sprzedałem już dom. Trochę mi zeszło z załatwianiem tych wszystkich formalności, ale to już za mną. - z uśmiechem odwrócił twarz w moją stronę.
- Ale co z rehabilitacją? - zapytałam.
- Pewnie czeka mnie jeszcze kilka wyjazdów do Bolonii, ale na tym etapie mogę tu w Polsce leczyć nogę.
- Więc zaczynasz od nowa... tutaj?
- Tak. - upił wina ciągle na mnie patrząc.
- A co z siatkówką? - spojrzałam na niego niepewnie.
Przez chwilę się nie odzywał lecz uśmiechał się delikatnie.
- Rozmawiam z kilkoma klubami, na razie nie mogę podpisać żadnej umowy, ale jeśli z nogą będzie wszystko dobrze, to nie będzie żadnych przeszkód żebym grał w Plus Lidze.
Zrobiłam duże oczy i rzuciłam się Łukaszowi z rękami na szyję. Prawie nie oblałam nas winem, ale rozgrywający w porę odłożył kieliszki na bok.
- Ty naprawdę zostajesz w Polsce! - wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.
Łukasz pomógł mi się usadowić na jego kolanach i przytulił mnie do siebie kładąc dłonie na moich plecach.
- No przecież bym nie żartował. - zaśmiał się w moje włosy.
Oderwałam się od niego trochę by móc spojrzeć mu w twarz.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. - powiedziałam cicho.
- Próbuje sobie to wyobrazić. - puścił do mnie oczko.
Oparłam głowę o jego ramię i wsłuchiwałam się w jego równomierny oddech.
- Mam nadzieję, że jakoś ze mną wytrzymasz, bo teraz nie dam ci spokoju. - uśmiechnął się zadziornie i spojrzał w moje oczy.
- Nie chce żebyś dał mi spokój. - pokręciłam nieznacznie głową.
W jednej chwili nastąpiło coś o czym mogłam tylko marzyć. Łukasz uniósł lekko mój podbródek i nie zastanawiając się nad czymkolwiek zatopił swoje usta w moich. Przez kilka sekund smakowaliśmy siebie. Nie chciałam by to się skończyło, więc z jeszcze większą zachłannością wpiłam się w jego wargi, a siatkarz nie został mi dłużny.
- Jesteś cudowna. - wyszeptał kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie.
Popatrzyłam w jego cudowne oczy. Nie widziałam w nich już smutku, który gościł tam gdy spotkaliśmy się na przystanku po raz pierwszy. Teraz biło z nich ciepło, które ogrzewało moją duszę.
- To ty jesteś najlepszym co mnie spotkało. - powiedziałam i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek.
Łukasz znów przytulił mnie do siebie i w tej pozycji spędziliśmy kolejną godzinę.
Około północy zadzwoniłam po taksówkę. Wprawdzie rozgrywający chciał bym została, ale potrzebowałam trochę dystansu, poza tym dobrze wiedziałam, że on też. Nie mówił o tym, ale rozumiałam, że to nie jest jeszcze odpowiedni czas na krok dalej. Siatkarz potrzebował ciepła by odbudować się po ostatnich przejściach, ale nie mogłam pozwolić na to bym stała się jego lekarstwem na zapomnienie, bo gdy wyleczy się do końca to lekarstwo nie będzie mu już potrzebne. Miałam nadzieję, że ten wieczór był dobrym wprowadzeniem naszej znajomości na wyższy poziom i to się teraz dla mnie liczyło.
- Dobranoc piękna. - wymruczał przytulając się swoim policzkiem do mojego.
Stałam już ubrana w płaszcz i czekałam na przyjazd taksówki. Tak bardzo nie chciałam wychodzić z tego mieszkania. Wspięta na palce czekałam na ostatni pocałunek dzisiejszej nocy. Po chwili nasze usta znów się połączyły, a po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz.
- Dobranoc, śpij dobrze. - odpowiedziałam odsuwając się po chwili.
- Będę, na pewno. - Ziomek uśmiechnął się szeroko, a ja odwzajemniłam ten gest.
Machając mu na pożegnanie opuściłam mieszkanie, które od tej pory miałam w planach odwiedzać bardzo często.
Żeby nie było, że ja taka zła jestem, to proszę bardzo rozdział- cukierek :P
Od razu uprzedzając, może faktycznie to dość szybko, znaczy Ziomek i Weronika, ale
całe życie nie można się smucić, przyszedł czas na coś nowego, więc Łukasz próbuje się
w tym odnaleźć :)
No i jeszcze jedna informacja: Chciałabym zacząć nowy blog i jestem ciekawa czy któraś z Was
chętnie poczytałaby jeszcze jakieś moje wypociny? :)
*
- Wera otwórz, ja nie mogę, bo jestem w ręczniku. - usłyszałam wieczorem 7 stycznia. Leżałam właśnie wygodnie w moim łóżku, ubrana w czarne leginsy i dużą koszulkę z Super Pucharu pisząc z Wojtkiem o projekcie, który mieliśmy razem przygotować. Prześcigaliśmy się w pomysłach, więc ruszanie się z tego wygodnego miejsca teraz było dla mnie katorgą. Nim zdarzyłam się zebrać, żeby zejść na dół, dzwonek zadzwonił jeszcze 2 razy.
- Już, już. - powiedziałam podchodząc do drzwi. Otworzyłam je nie zaglądając nawet do wizjera, dlatego bardzo się zdziwiłam widząc za nimi Łukasza.
- Niespodzianka! - powiedział wesoło lustrując mnie wzrokiem.
Uśmiechnęłam się szeroko i łapiąc go za rękę pociągnęłam do środka, gdyż mój obecny strój nie chronił mnie w żaden sposób przed zimnem napływającym z zewnątrz.
- Przepraszam za mój wygląd, ale kompletnie mnie zaskoczyłeś. - stałam tam i patrzyłam na niego nie mogąc uwierzyć, że jest tuż obok. Przyzwyczaiłam się już, że więcej go nie ma w moim życiu niż jest.
- Wyglądasz... hmm...ślicznie. - dokończył w końcu i uśmiechnął się do mnie ciepło.
Moje policzki zapewne zaróżowiły się lekko.
- Siatkarska? - zapytał.
Spojrzałam na swoją koszulkę i pokiwałam głową.
- No dobrze, zapraszam do kuchni. Czego się napijesz? - skierowałam swoje kroki do szafki z kubkami, a Łukasz poszedł za mną.
- Kawa.
- O tej porze? - spojrzałam na niego kątem oka.
Wzruszył ramionami i usiadł przy stole, zdejmując wcześniej płaszcz.
- I tak nie śpię po nocach, to co za różnica.
Nie skomentowałam tego. Przygotowałam dla niego kawę i dla siebie herbatę i usiadłam przy stole.
- To teraz opowiadaj. Tyle czasu cie nie widziałam. Jak święta, sylwester,... życie? - objęłam dłońmi kubek i zapatrzyłam się w jego twarz.
- Powoli do przodu. Rodzice byli u mnie na święta i sylwestra razem z siostrą i jej rodziną, także nie byłem sam. Dużo mi dała ich obecność, mniej czasu na myślenie, rozpamiętywanie. Powoli wszystko sobie układam. - uśmiechnął się nikle.
Przez chwilę biłam się z myślami czy zapytać o to co bardzo mnie nurtuje i ciekawość dała za wygraną.
- A jak sam rozwód? Rozmawiałeś jeszcze z Agnieszką?
- Niewiele. Ustaliliśmy wszystkie kwestie związane z rozstaniem i to tyle. Nie robiła żadnych problemów, chyba bardzo jej na nim zależy. - westchnął.
- Będzie dobrze. - powiedziałam bezmyślnie - Wszystko sobie ułożysz.
Niespodziewanie siatkarz ujął moją dłoń w swoją i popatrzył mi głęboko w oczy.
- Jeśli będę potrzebował twojej pomocy to będziesz? - zapytał poważnie.
- Oczywiście. - odparłam szybko.
Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy, aż w końcu Łukasz ponownie się odezwał.
- Odwiedzisz mnie jutro?
- To znaczy? Gdzie?
- Napisze ci adres. Przyjdziesz?
Przez chwilę myślałam, że żartuje. Po prostu mnie sprawdza, ale patrząc na jego poważną minę stwierdziłam, że on mówi na poważnie.
- O której mam być?
- Może być od razu po pracy. Ugotuje coś dla ciebie. To jak? - kąciki jego ust powędrowały ku górze, a wokół oczu utworzyły się urocze zmarszczki.
- Brzmi świetnie, ale co z twoimi rodzicami? - zapytałam niepewnie.
- Sama zobaczysz. Daj kartkę i długopis, zapisze ci ten adres i będę uciekał. - napił się kawy uważnie mnie obserwując.
Z lodówki zdjęłam plik karteczek i długopis. Podałam je rozgrywającemu i z zainteresowaniem patrzyłam jak starannym pismem zapisuje nazwę ulicy i numer mieszkania. Kiedy skończył podał mi kartkę a sam dopił kawę i wstał.
- Będę na ciebie czekał.
Nie wiem dlaczego, ale to zdanie bardzo mnie rozczuliło. Uśmiechnęłam się mimowolnie i zanim Łukasz ubrał płaszcz przytuliłam się do niego nieoczekiwanie. Siatkarz nie został mi dłużny, objął mnie swoimi dłońmi i wtulił w siebie.
- Tęskniłem. - wychrypiał, a ja skryłam twarz w jego swetrze. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę. Po czasie odsunęłam się od niego niechętnie i przygryzając dolną wargę spojrzałam w jego oczy. Łukasz ubrał płaszcz i znów na chwilę mnie przytulił po czym złożył na moim policzku buziaka.
- Śpij dobrze. - szepnął.
- Ty też. I bez wykrętów. Po prostu połóż się do łóżka, pomyśl o tym, że ja myślę o tobie i spróbuj zasnąć.
Żygadło uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.
- Dobrze proszę pani.
Odprowadziłam go do drzwi i tym razem ja obdarowałam całusem.
- Dobranoc.
- Dobranoc piękna. Do jutra. Już nie mogę się doczekać. - z uśmiechem na ustach wyszedł w ciemność ulicy, a ja w podskokach wróciłam do pokoju.
*
- Cześć Wojtuś! - przywitałam się z kolegą wchodząc do biura.
- Cześć młoda! A co ty w takim dobrym humorze? - chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
Zdjęłam płaszcz, powiesiłam go na wieszaku i usiadłam przy swoim biurku.
- No co, piękna pogoda, zabieramy się dzisiaj za projekt i coraz bliżej do weekendu. Tylko się cieszyć. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Yhymm... - mruknął Wojtek - zabierajmy się za pracę.
Pozbieraliśmy swoje dokumenty i usiedliśmy przy dużym stole rozpoczynając swoje zadanie.
Na początku ciężko było mi się skupić, ale z czasem wciągnęłam się w robotę i nim się obejrzałam okazało się, że czas na przerwę. Wojtek siedział na krześle obok mnie i popijając kawę obserwował mnie ciekawie.
- Czy ja jestem gdzieś brudna? - zapytałam w końcu - Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Chłopak trochę się zmieszał, odłożył kubek, a do ręki wziął długopis, którym zaczął się bawić. - Nie, tylko... - niepewnie spojrzał na mnie po czym znowu spuścił wzrok na swoje dłonie - Chciałem zapytać czy poszłabyś ze mną dzisiaj do kina? - wyrzucił wreszcie z siebie.
- Wojtek to miło z twojej strony, ale mam na dzisiaj plany. - widocznie sprawiłam mu przykrość bo skrzywił się udając uśmiech.
- Rozumiem. - wstał i podszedł do okna.
- Możesz zaprosić Anie, na pewno ma wolny wieczór. - podpowiedziałam.
- Pomyśle o tym. - odpowiedział cicho.
Po tej rozmowie praca nie szła nam już tak dobrze. Nie potrafiliśmy się dogadać w kilku kwestiach, ale w końcu i tak stawiałam na swoje. Około 16 mieliśmy wszystko dopięte, należało jeszcze udać się do szefa, choć tak bardzo chciałam się już zobaczyć z Łukaszem.
- Możesz już iść, ja sobie poradzę. - powiedział szatyn, kiedy zauważył, że kolejny raz spoglądam na zegarek.
- Jesteś pewny? Nie chce cie zostawiać z tym samego.
- Dam radę. Poza tym szef zapewne dopiero jutro będzie chciał wszystko omówić.
- Dziękuję ci bardzo. - wrzuciłam do torebki swoje rzeczy po czym podeszłam do chłopaka i pocałowałam go w policzek.
- Nie ma za co. - odpowiedział odprowadzając mnie zaraz wzrokiem.
Chwyciłam swój płaszcz i wyszłam machając do chłopaka. Drogę do domu pokonałam prawie biegiem. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w luźniejsze ciuchy i poprawiłam makijaż. Zadzwoniłam po taksówkę, która zjawiła się po niecałych 10 minutach i miłemu panu kierowcy podałam karteczkę z adresem. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie jednak nie dane mi było nacieszyć się jazdą. Po kilku minutach byliśmy już bowiem na miejscu. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam przed nowoczesnym osiedlem. Trochę się zdziwiłam, gdyż inaczej wyobrażałam sobie lokum państwa Żygadło. Zaczerpnęłam mocno powietrza i ruszyłam w poszukiwaniu odpowiednich drzwi. Miałam dziś szczęście, bo odnalazłam je już po chwili. Niepewnie nacisnęłam dzwonek i z mocno już bijącym sercem czekałam aż ktoś otworzy. Stało się to prawie natychmiast a za drzwiami zobaczyłam uśmiechniętego Łukasza.
- Cieszę się że już jesteś. Wejdź. - powiedział i ruchem dłoni zaprosił mnie do środka. Kiedy przekroczyłam próg pomógł mi zdjąć płaszcz i poprowadził w głąb mieszkania. Oprowadził mnie po nim, pokazując każdy pokój, a na koniec dotarliśmy do kuchni w której mieszały się piękne zapachy.
- Czegoś tu nie rozumiem. Nie mieszkasz tu z rodzicami prawda? - zapytałam opierając się o parapet okna i obserwując jak rozgrywający wyjmuje z szafek zastawę.
- Nie. Jakoś nie wyobrażam sobie żebym w tym wieku miał im siedzieć na głowie. - zaśmiał się krótko.
- Więc wynająłeś mieszkanie specjalnie po to by odwiedzić je tylko kilka razy w roku? - dobrze wiedziałam, że stać go na to, lecz mimo to byłam zaskoczona i było to słychać w moim głosie.
- Porozmawiamy o tym przy kolacji, dobrze? - spojrzał na mnie - Pomożesz mi?
- Jasne.
Najpierw nakryliśmy do stołu, a potem asystowałam Łukaszowi w kuchni. Kucharka nigdy ze mnie dobra nie była, więc spaghetti prawie w całości było zasługą siatkarza. Ja tylko nałożyłam nam jedzenie na talerze i zaczekałam na Łukasza, który poszedł po wino i kieliszki. Kiedy wrócił usiadł na przeciw mnie, rozlał trunek do kieliszków i rozpoczęliśmy jedzenie.
- Fantastyczne. Nie wiedziałam, że tak dobrze gotujesz. - powiedziałam gdy tylko przeżułam pierwszy kęs.
- To jeszcze nic, takie tam coś na szybko. - odpowiedział skromnie się uśmiechając.
Po kolacji usiedliśmy na puchatym dywanie przed kominkiem z kieliszkami w dłoniach. Plecami oparłam się o sofę i wpatrywałam się w iskierki dające ciepło.
- Teraz mogę ci powiedzieć. - odezwał się Łukasz obok mnie.
Przeniosłam wzrok na niego i czekałam aż będzie kontynuował.
- To mieszkanie - spojrzał po salonie - to mój nowy azyl. Nie wracam do Włoch, tam sprzedałem już dom. Trochę mi zeszło z załatwianiem tych wszystkich formalności, ale to już za mną. - z uśmiechem odwrócił twarz w moją stronę.
- Ale co z rehabilitacją? - zapytałam.
- Pewnie czeka mnie jeszcze kilka wyjazdów do Bolonii, ale na tym etapie mogę tu w Polsce leczyć nogę.
- Więc zaczynasz od nowa... tutaj?
- Tak. - upił wina ciągle na mnie patrząc.
- A co z siatkówką? - spojrzałam na niego niepewnie.
Przez chwilę się nie odzywał lecz uśmiechał się delikatnie.
- Rozmawiam z kilkoma klubami, na razie nie mogę podpisać żadnej umowy, ale jeśli z nogą będzie wszystko dobrze, to nie będzie żadnych przeszkód żebym grał w Plus Lidze.
Zrobiłam duże oczy i rzuciłam się Łukaszowi z rękami na szyję. Prawie nie oblałam nas winem, ale rozgrywający w porę odłożył kieliszki na bok.
- Ty naprawdę zostajesz w Polsce! - wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.
Łukasz pomógł mi się usadowić na jego kolanach i przytulił mnie do siebie kładąc dłonie na moich plecach.
- No przecież bym nie żartował. - zaśmiał się w moje włosy.
Oderwałam się od niego trochę by móc spojrzeć mu w twarz.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. - powiedziałam cicho.
- Próbuje sobie to wyobrazić. - puścił do mnie oczko.
Oparłam głowę o jego ramię i wsłuchiwałam się w jego równomierny oddech.
- Mam nadzieję, że jakoś ze mną wytrzymasz, bo teraz nie dam ci spokoju. - uśmiechnął się zadziornie i spojrzał w moje oczy.
- Nie chce żebyś dał mi spokój. - pokręciłam nieznacznie głową.
W jednej chwili nastąpiło coś o czym mogłam tylko marzyć. Łukasz uniósł lekko mój podbródek i nie zastanawiając się nad czymkolwiek zatopił swoje usta w moich. Przez kilka sekund smakowaliśmy siebie. Nie chciałam by to się skończyło, więc z jeszcze większą zachłannością wpiłam się w jego wargi, a siatkarz nie został mi dłużny.
- Jesteś cudowna. - wyszeptał kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie.
Popatrzyłam w jego cudowne oczy. Nie widziałam w nich już smutku, który gościł tam gdy spotkaliśmy się na przystanku po raz pierwszy. Teraz biło z nich ciepło, które ogrzewało moją duszę.
- To ty jesteś najlepszym co mnie spotkało. - powiedziałam i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek.
Łukasz znów przytulił mnie do siebie i w tej pozycji spędziliśmy kolejną godzinę.
Około północy zadzwoniłam po taksówkę. Wprawdzie rozgrywający chciał bym została, ale potrzebowałam trochę dystansu, poza tym dobrze wiedziałam, że on też. Nie mówił o tym, ale rozumiałam, że to nie jest jeszcze odpowiedni czas na krok dalej. Siatkarz potrzebował ciepła by odbudować się po ostatnich przejściach, ale nie mogłam pozwolić na to bym stała się jego lekarstwem na zapomnienie, bo gdy wyleczy się do końca to lekarstwo nie będzie mu już potrzebne. Miałam nadzieję, że ten wieczór był dobrym wprowadzeniem naszej znajomości na wyższy poziom i to się teraz dla mnie liczyło.
- Dobranoc piękna. - wymruczał przytulając się swoim policzkiem do mojego.
Stałam już ubrana w płaszcz i czekałam na przyjazd taksówki. Tak bardzo nie chciałam wychodzić z tego mieszkania. Wspięta na palce czekałam na ostatni pocałunek dzisiejszej nocy. Po chwili nasze usta znów się połączyły, a po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz.
- Dobranoc, śpij dobrze. - odpowiedziałam odsuwając się po chwili.
- Będę, na pewno. - Ziomek uśmiechnął się szeroko, a ja odwzajemniłam ten gest.
Machając mu na pożegnanie opuściłam mieszkanie, które od tej pory miałam w planach odwiedzać bardzo często.
Żeby nie było, że ja taka zła jestem, to proszę bardzo rozdział- cukierek :P
Od razu uprzedzając, może faktycznie to dość szybko, znaczy Ziomek i Weronika, ale
całe życie nie można się smucić, przyszedł czas na coś nowego, więc Łukasz próbuje się
w tym odnaleźć :)
No i jeszcze jedna informacja: Chciałabym zacząć nowy blog i jestem ciekawa czy któraś z Was
chętnie poczytałaby jeszcze jakieś moje wypociny? :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)